KLUBY POJEDYNKÓW
W sobotę w Wielkiej Sali odbędą się Kluby Pojedynków w godzinach:
klasy I-II - 10.00-12.30
klasy III-IV - 15.00-17.30
klasy V-VII - 18.00-20.00
Serdecznie zapraszamy.
profesor Remus Lupin
profesor Nimfadora Tonks
dyrektor Minerwa McGonagall
Podekscytowanie kolejnym Klubem
Pojedynków znacznie spadło, gdy owutemowicze usłyszeli z ust Remus Lupina:
— Dzisiaj zrobimy mały test
sprawdzający waszą wiedzę z obrony przed czarną magią od początku Hogwartu. —
Klasa zgodnie jęknęła na te słowa, a mężczyzna lekko się uśmiechnął. — Musicie
pamiętać, że na owutemach egzaminatorzy będą sprawdzali waszą wiedzę z całej
nauki w Hogwarcie, a nie z jednego roku szkolnego.
Remus machnął różdżką, a przed
każdym uczniem pojawił się pergamin z pytaniami. Wszyscy wzięli się do pracy.
Hermiona jako pierwsza zaczęła skrobać odpowiedzi. Harry spojrzał na pierwsze pytanie: Jak wygląda dementor? Odetchnął w
myślach. Jeśli takie pytania miały go czekać na egzaminie, powinien sobie
poradzić.
Nadeszła godzina Klubu Pojedynków
dla najstarszych klas. Nikt się nie zdziwił, widząc oprócz Remus i Tonks
Syriusza i Slughorna.
— Dzisiejsze pojedynki będą miały
charakter porachunków. Często zdarza się, że rozwiązujecie problemy między
sobą, pojedynkując się na korytarzach — zapowiedział Remus. — Bez kontroli
rzucacie nieprzyjemnymi zaklęciami, czasami zahaczającymi o nielegalne,
dorabiacie innym trzecią rękę czy zmieniacie części ciała w zwierzęce. Macie
okazję odegrać się na kimś pod kontrolą nauczycieli. Być może uspokoicie swoje
sumienie i będziecie mieli satysfakcję, jeśli uda wam się pokonać przeciwnika.
Możecie wezwać na pojedynek kogo chcecie, podając powód, żeby druga osoba miała
świadomość, dlaczego to robicie.
— To mam cały Slytherin na głowie
za samo to, że żyję — powiedział cicho Harry.
Jay, Alex i Ron parsknęli
śmiechem. Wszyscy na nich spojrzeli, więc Jay uniósł rękę, żeby przeprosić za
przerwanie przemowy.
— Klątwy Niewybaczalne i
czarnomagiczne są zakazane, jak dobrze wiecie — dodała Tonks z naciskiem. — Kto
pierwszy?
Przez chwilę nikt się nie
odważył, ale wreszcie zgłosił się Stan Ronson.
— Kogo? — zapytała uprzejmie
Tonks.
— Pottera.
— Zaczyna się — mruknął Harry,
wywracając oczami.
— Powód?
— Dobrze go zna — powiedział z
lekkim rumieńcem.
— Harry?
— Nie wiem, o co mu chodzi —
odpowiedział, jednak nie potrafił powstrzymać lekkiego uśmieszku.
Jay parsknął śmiechem.
— Stan? — Tonks ponownie zwróciła
się do Ronsona, który zacisnął ze złości zęby, a później wydukał:
— Za to, że przebrał mnie za
królika.
— A o to — powiedział Harry,
jakby dopiero sobie o tym przypomniał, co doprowadziło do chichotów uczniów, po
czym wstał.
Remus rozpoczął pojedynek.
Ślizgon atakował z furią, która sprawiała, że nie myślał logicznie. Skończyło
się na tym, że rozwścieczony wykicał z Wielkiej Sali bez różdżki w stroju
króliczka wśród niepohamowanego śmiechu Jaya, Alexa i Rona. Syriusz starał się
opanować, ale na ten widok cały się telepał i niemal się rozpłakał. Inni
uczniowie nie powstrzymywali się od śmiechu. Slughorn poszedł za swoim uczniem,
by go odczarować, wcześniej biorąc od Harry’ego różdżkę Ślizgona. Gryfon
spokojnie usiadł na swoim miejscu, choć na jego ustach igrał uśmieszek.
Do kolejnego pojedynku zgłosiły
się jakieś skłócone dziewczyny, a później rękę podniosła Romilda Vane.
— Kogo? — zapytała Tonks.
— Ginny Weasley.
— Powód? — drążyła lekko
zaskoczona nauczycielka.
Wzrok Romildy powędrował w stronę
zdumionego Harry’ego. Ginny wstała bez słowa, nie czekając na odpowiedź Romildy.
Ginny słynęła z tego, że była dobra z zaklęć i transmutacji, dlatego
wykorzystała swoje umiejętności. Romilda skończyła walkę z natapirowanymi
włosami, ostrym czarnym makijażem, spódniczką mini i skórzaną bluzką. Wyglądała
tak, jakby wybierała się na orgię po koncercie rockowym, dlatego wybiegła z
Wielkiej Sali. Ginny usiadła obok Harry’ego ze spokojem na twarzy.
W pewnej chwili zgłosił się Jay.
— Kto? — zapytała standardowo
Tonks.
— Williams.
Wszyscy spojrzeli na niego ze
zdumieniem. Harry roześmiał się, a Alex wywrócił oczami.
— Powód? — zdziwiła się Tonks.
— Bo to debil — odpowiedział
Alex, kręcąc głową z politowaniem i wstając.
— Rany, z kim ja się zadaję — nie
dowierzał Harry, gdy uczniowie zaczęli chichotać.
Alex i Jay odstawili szopkę i
skończyło się na tym, że Jay przykleił się do uchwytu od pochodni, a Alex
uciekał przed ścigającym go ogniem z wrzaskiem na całą szkołę, więc uczniowie
mieli niezły ubaw.
Harry niezbyt się zdziwił, gdy w końcu
zgłosił się Crabbe.
— Kto?
— Potter.
— Powód?
— Znany — odpowiedział Harry,
wstając.
Tonks skinęła głową i dała im
wolne pole do popisu. Walki innych uczniów były dziecinne w porównaniu z tym,
co działo się przy tym pojedynku. Crabbe miał poważny powód wyrównania
rachunków i nie zawahał się używać zaklęć sprawiających ból. Starał się nie
ciskać zaklęciami, przez które miał mieć później problemy, jednak momentami
tracił cierpliwość. Harry doszedł do wniosku, że chłopak zaczął wreszcie
samodzielnie myśleć, gdyż nauczył się magii niewerbalnej. Uczniowie patrzyli na
pojedynek z rozszerzonymi oczami, dostrzegając, że to nie jest zabawa. W pewnym
momencie Harry oberwał zaklęciem, które rozcięło mu skórę na ramieniu. Po tym
nie miał zamiaru się ograniczać. Odbił klątwę Ślizgona, które trafiło we
właściciela, a z jego boku zaczęła cieknąć krew. W następnej chwili Harry
skorzystał z zaklęcia Władcy Natury. Ze sklepienia Wielkiej Sali wyleciała
błyskawica, która uderzyła w Ślizgona. Przez moment wszyscy dostrzegali jedynie
szkielet chłopaka, a gdy Harry opuścił różdżkę, Crabbe upadł na kolana, więc
Gryfon skończył walkę, oszałamiając go.
Zapadła cisza. Niektórzy
spojrzeli na Harry’ego z niemym podziwem. Syriusz rozbudził nieprzytomnego, a
później przywołał do siebie Harry’ego. Wyprowadził obu z Wielkiej Sali, by
zaprowadzić ich do Skrzydła Szpitalnego. Po zaklęciu Władcy Natury Crabbe był w
gorszym stanie, dlatego Pomfrey zatrzymała go dłużej. Harry mógł wrócić na Klub
Pojedynków. Komentarzem Harry’ego i Syriusza na całą sytuację była jedynie
wymiana spojrzeń.
Gdy dotarli do Wielkiej Sali,
trwała właśnie walka pomiędzy dwoma chłopakami. Nikt więcej nie odważył się
wezwać Harry’ego na pojedynek.
Harry widział, jak Hermiona nagle
zesztywniała, gdy Lunatyk oznajmił na lekcji:
— Mam wyniki waszych testów.
Parvati, proszę rozdać prace.
Gdy przed Harrym pojawił się jego
test, zerknął na niego z ciekawością, a jego oczy rozszerzyły się. W prawym
górnym rogu widniała ocena W+. Patrzył na nią z głupią miną. Ron zerknął na
jego pergamin i również wydawał się być zaskoczony. Nieźle — pomyślał Harry z zadowoleniem.
Czując zbliżający się weekend,
postanowili dać sobie spokój z zadaniami domowymi i odwiedzili Hagrida, a po
powrocie do zamku ruszyli do gabinetu Remusa, w którym według Mapy Huncwotów
znajdowali się również Syriusz i Tonks, aby pozatruwać im życie.
— I wy niby ciężko pracujecie.
Koń by się uśmiał — powiedział na wstępie Harry, gdy zostali wpuszczeni do
środka. — Siedzą, popijają sobie kawkę i nie dają nawet popracować Remusowi.
Wstydźcie się.
— I wy niby ciężko się uczycie.
Koń by się uśmiał — odparował Syriusz. — Łażą po szkole, nic nie robią i nie
dają popracować Remusowi. Też się wstydźcie.
Młodzież rozsiadła się na
poduszkach, które były dobrym rekwizytem na lekcjach obrony.
— Czy sprawdziłeś już nasze prace
domowe? — zapytał Harry z uśmieszkiem.
— Oj, spadaj — wywrócił oczami. —
Sam się lepiej weź za naukę.
— Ha! — krzyknął Harry z
oburzeniem. — To jest mój ojciec chrzestny?! Ludzie, świat na głowę upadł!
Powinieneś mnie chwalić, a nie krytykować!
— Chwalić? Ciebie? Za zgrywanie
głupa?
Wszyscy parsknęli śmiechem.
— Remus — powiedział poważnie
Harry — powiedz mu, jaki ze mnie jest zdolny uczeń, bo ten człek przyprawi mnie
o zawał.
— Nie doceniasz go — przyznał z
rozbawieniem Lunatyk, zwracając się do Łapy. — Nie widziałeś jego oceny z
testu.
— Troll?
— No wiesz! — warknął Harry wśród
chichotów.
— Jako jego prawny opiekun, mam
prawo zobaczyć jego ocenę — powiedział poważnie Łapa.
Harry wydał z siebie jakiś dźwięk
pomiędzy wybuchem śmiechu a wybuchem oburzenia.
— Odczułem to tak, jakbyś mnie
walnął butem w ryj.
— Tak to miałeś odczuć. Remus! Pokaż
mi jego ocenę i wzywaj uzdrowiciela, zanim dostanę wylewu.
Spojrzał na podetkniętą mu pod
nos kartkę z oceną W+. Łapa wytrzeszczył lekko oczy.
— Zatkało, cwaniaczku? —
zironizował Harry.
— Po znajomości — oznajmił.
Harry zakrztusił się śliną.
— Jeszcze ciebie obraża —
powiedział z oburzeniem do Lunatyka, który roześmiał się i rzekł:
— Nie daję ocen po znajomości.
— Punkt dla ciebie — przyznał
Syriusz Harry’emu. — Ciężko się zorientować, co odwalisz kolejnego dnia.
Intensywność spojrzenia chłopaka
zaczęła sprawiać, że czuł się coraz mniej pewnie. Miał wrażenie, że powietrze
zgęstniało, a lampy trochę przygasły, sprawiając, że pomieszczenie wydawało się
o wiele mroczniejsze.
— Bo to ja — podsumował chłopak
dziwnym głosem.
— Możesz przestać mnie
prześwietlać? — zaproponował Łapa z wahaniem.
— Przecież nic nie robię.
Jay poruszył się niespokojnie z
dziwną miną. Hermiona i Tonks spojrzały na siebie, czując coś wiszącego w
powietrzu. Syriusz odwrócił wzrok, ale nadal spojrzenie chrześniaka go paliło.
— Możesz przestać? — zapytał tym
razem z lekką nutką strachu i z szybciej bijącym sercem.
— Przecież wzrok nie zabija.
— Twój mógłby…
— Może tak by było prościej.
Na te słowa Syriusz poderwał
głowę, przez moment zastanawiając się, czy na pewno powiedział to Harry.
Chłopak nadal na niego patrzył, lecz był jakiś dziwny. Był opanowany, ale jego
oczy wydawały się być puste. Patrząc w nie, Łapa miał wrażenie, że zaraz
oszaleje. Przełknął z trudem ślinę. Harry uśmiechnął się, lecz miał wrażenie,
że jest to uśmiech obcego człowieka. To nie był on.
— Przestań już. Przerażasz mnie —
wydukał, nie mogąc odwrócić wzroku.
— Czym? Przecież nic nie robię.
Ron siedział jak sparaliżowany,
nie mając pojęcia, co się dzieje. Nie mógł się ruszyć ani nic powiedzieć, jakby
zamienił się w kamień. Czuł moc bijącą od przyjaciela. Drgnął, gdy okno z
trzaskiem się otworzyło. Chociaż wcześniej na dworze nie było najmniejszego
wiatru, teraz do pomieszczenia wdarła się wichura, zrzucając wszystkie papiery
z biurka Lunatyka. Jednocześnie Łapa drgnął, gdy miał wrażenie, że przy plecach
Harry’ego pojawił się kontur skrzydeł anioła. Z gardła Ginny wydobył się cichy
okrzyk, który zamarł jej w gardle, więc również musiała to zobaczyć. Okno
zatrzasnęło się z hukiem, a Harry drgnął.
— Która godzina? — zapytał,
zerkając normalnym już wzrokiem w stronę Alexa.
Łapa lekko się zsunął, jakby
wcześniej ktoś przytrzymywał go wyprostowanego jak struna. Wyglądał na
śmiertelnie przerażonego, lekko drżał, był blady jak kość, a jego wzrok był
rozbiegany jak u niektórych osób chorych psychicznie. Remus spojrzał na niego z
obawą, choć sam miał ciarki na plecach.
— Po ósmej — wydusił słabo Alex.
— Trzeba iść, bo dostaniemy
szlaban — stwierdził Harry i wstał. Pozostali siedzieli jak skamieniali,
patrząc na niego z mieszanymi uczuciami. — Nie idziecie? — zdziwił się.
— Idziemy — odpowiedziała szybko
Ginny i zerwała się z poduszek.
Pozostali poszli za jej
przykładem. Pożegnali się z nauczycielami, wymieniając z nimi spojrzenia.
Syriusz nie odpowiedział, cały czas wpatrując się z Harry’ego. Drzwi zamknęły
się, a on nadal siedział jak skamieniały.
— Dobrze się czujesz? — zapytał
cicho Remus, a on pokręcił głową.
— Co to było? — wydukał.
— Nie mam pojęcia — powiedziała
pod nosem Tonks.
— Chodźmy do ciebie. Nie mam nic
na uspokojenie, a chyba ci się przyda — dodał Lunatyk, dostrzegając, jak
roztrzęsiony jest Łapa.
Wyszli.
Ciekawe, ciekawe. Skrzydła anioła, powiadasz? Robi się coraz ciekawiej!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrobi się coraz ciekawie, skrzydła anioła, no a ten klub pojedynków, nawet za dużo to nie walczył...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia