sobota, 4 lipca 2015

I. Rozdział 39 - Jelonek

            Ostatni fragment jego życia zakończył się kompletną ciemnością – momentem, gdy zemdlał w jadalni. Rozejrzał się po miejscu, w którym się znajdował i dopiero wtedy uświadomił sobie, że siedział w powietrzu, jakby nie istniała grawitacja. Unosiła się tutaj mgła, więc nie potrafił stwierdzić, czy ktoś lub coś znajduje się obok niego. Niezbyt wiedział, co ma ze sobą zrobić, dlatego postanowił powoli ruszyć przed siebie, lecz zanim przeszedł kilka kroków, dostrzegł zbliżające się do niego dwie sylwetki. Zmrużył oczy, żeby bardziej im się przyjrzeć. Jedna była dość drobna, szczupła i miała długie włosy, tego był pewien. Druga postać była szersza w ramionach, wyższa i Harry dostrzegł brzegi okularów. Postanowił poczekać, aż zobaczy twarze, lecz jeszcze zanim to się stało, jego serce biło szaleńczo, jakby spodziewało się, kogo zaraz zobaczy.
James i Lily Potterowie mieli na ustach uśmiechy, a Harry patrzył na nich ze zdumieniem i niedowierzaniem.
— Harry, synku… — powiedziała cicho kobieta, przytulając go.
Chłopak stał w bezruchu kompletnie zaskoczony, lecz po chwili mocno objął kobietę, od której był o wiele wyższy i silniejszy. Później odsunęła się nieco, pozwalając swojemu mężowi przywitać się z synem, który był jego niemal idealną kopią.
— Gdzie jesteśmy? — zdołał jedynie wydusić.
— Na pograniczu twojego życia i śmierci — odpowiedział James. — To do ciebie należy wybór, co wybierzesz, jednak chcielibyśmy coś ci uświadomić, zanim podejmiesz decyzję.
— W trakcie gdy jesteś nieprzytomny — ciągnęła Lily, trzymając Harry’ego za ręce — twoi przyjaciele walczą o twoje życie, chociaż istnieje duże ryzyko, że im się nie uda. Masz we krwi truciznę, która zżera cię od środka — wytłumaczyła chłopakowi, który patrzył na nią pytająco. — Jeśli wybierzesz życie, nadal będziesz zagrożony, jednak istnieje szansa, że się obudzisz, ponieważ Brian, Jay i Alex zajęli się eliksirem, który ma ci pomóc.
— Masz wybór, my nie mieliśmy — powiedział James.
— A co mi radzicie? — zapytał cicho.
Lily uśmiechnęła się delikatnie.
— Życie. Na ziemi masz kogoś, dla kogo warto żyć. Są w stanie zrobić dla ciebie bardzo wiele. Zależy im na tobie, a Syriusz traktuje cię jak syna.
Harry pokiwał powoli głową.
— Wracaj do swoich przyjaciół. Z nami zdążysz się jeszcze spotkać — uśmiechnął się James i uściskał go ponownie. — Pozdrów Łapę i Lunatyka od Rudej i Rogatego. I przekaż im to — dodał, podając mu świstek pergaminu. — Wtedy może dotrze do nich, że nie ześwirowałeś. Łapa nauczycielem — mruknął do siebie, kręcąc lekko głową. — Daj mu popalić.
— Bardzo pedagogiczne. — Lily wywróciła oczami. — Nie słuchaj go. Musisz już iść — dodała cicho, ponownie go przytulając.
Później oboje wycofali się, a Harry’ego powoli ogarnęła ciemność.

Mijał trzeci dzień nieprzytomności chłopaka. W trakcie gdy Remus, Syriusz, Ron, Hermiona i Ginny siedzieli w pokoju, gdzie leżał chory, do środka wpadł Brian.
— Brakuje mi jednego składnika i eliksir będzie gotowy — oznajmił, na co wszyscy odetchnęli z ulgą. Zanim zdążył powiadomić ich, o jaki ingredient chodzi, dostrzegli poruszenie na łóżku. Brian doskoczył do niego. — Dokonuje wyboru.
Harry zmarszczył mocno brwi i zacisnął pięści, lekko drżąc. Jego oddech przyspieszył, wciągał głębiej powietrze, jakby wcześniej się dusił. W końcu znieruchomiał, a później zaczął na nowo spokojnie oddychać. Brian pokiwał głową.
— Tak jak myślałem, wybrał życie, ale przez to musimy jak najszybciej zdobyć ostatni składnik. Potrzebuję krwi osoby z jego rodziny, najlepiej czarodzieja.
Zapadła cisza, a Brian rozejrzał się po nich.
— On nie ma rodziny — odpowiedział słabo Syriusz.
— Ale… To podstawowy składnik.
Opadły im ramiona.
— Jest ktoś taki — powiedziała szeptem Hermiona, nie patrząc na nich. — Voldemort użył jego krwi, żeby się odrodzić.
— No tak, ale co nam to daje? — powiedział niemrawo Ron. — Przecież nie pójdziemy do Voldemorta i nie powiemy: Cześć, Voldziu. Daj nam trochę swojej krwi, bo chcemy uratować twojego największego wroga.
Brian przetarł twarz dłonią.
— A krew mugola z jego rodziny? — zapytał.
— Petunia, siostra jego matki — odpowiedział Remus.
— Krew mugola może trochę zmniejszyć siłę eliksiru, ale nie mamy wyjścia. Musicie załatwić jej krew.
Chwilę później na uliczce Privet Drive pojawił się Syriusz wraz z Remusem. Prędko skierowali się do domu z numerem cztery i zadzwonili do drzwi. Usłyszeli kroki, a następnie otworzyła im chuda kobieta o końskiej twarzy. Łapa i Lunatyk przywitali się, a wzrok Petunii zatrzymał się najpierw na Remusie, którego rozpoznała z dworca  a później na Syriuszu. Jej oczy rozszerzyły się, gdy rozpoznała zbiegłego więźnia. Black dostrzegł, że kobieta wykonała taki ruch, jakby chciała zatrzasnąć im drzwi przed nosem, dlatego prędko położył na nich dłoń i uśmiechnął się.
— Wolelibyśmy nie używać siły — oznajmił stanowczo. — Chodzi o Harry’ego.
Kobieta zawahała się, ale wreszcie odsunęła się na bok, by wpuścić ich do środka. Spięta jak struna zaprowadziła ich do salonu, gdzie Dudley i Vernon oglądali telewizję. Obaj zerwali swoje wielkie cielska z kanapy. Lunatyk ze spokojem machnął lekko różdżką, a oni opadli na nią tak, jakby ktoś ugiął im nogi.
— Tak jak mówiłem — powiedział Łapa, przyglądając się obojgu, jednak kierując swoje słowa do Petunii — chodzi o Harry’ego.
— Osoby jego pokroju?! — ryknął Vernon, ale zamilkł, zezując na różdżkę Syriusza, którą w niego wycelował.
— Tak, czarodzieje — oznajmił spokojnie Remus.
— Jestem jego chrzestnym…
— Jego chrzestny nie żyje! — wyrwał się Vernon.
— Tutaj bym polemizował, bo czuję się w pełni materialny i zdrowy na umyśle — odpowiedział Łapa. — Nie będę z tobą dyskutował na ten temat, więc się zamknij albo sam cię zamknę, chociaż nie przyszliśmy tutaj z zamiarem użycia siły. — Spojrzał na Petunię, opuszczając różdżkę, lecz nadal będąc w gotowości. — Harry potrzebuje pomocy i tylko ty możesz mu pomóc. Jeśli tego nie zrobisz, umrze.
— To rzućcie swoje czary-mary! — zawył Vernon.
Syriusz przeniósł na niego rozzłoszczone spojrzenie.
— Gdyby była taka możliwość, z wielką radością uniknęlibyśmy wizyty u takiego zidiociałego grubasa, Dursley! — Ponownie przeniósł wzrok na Petunię. — Tak jak mówiłem, nie mamy zamiaru używać siły, ale jeśli nam nie pomożesz, zrobimy to, bo jest to jedyna szansa, żeby Harry przeżył.
— Nie macie prawa!
— Dursley, jeszcze jedno słowo, a będziesz pełzał po podłodze jako tłusty ślimak!
— Co mam zrobić? — zapytała słabo kobieta.
— Wystarczy, że oddasz trochę swojej krwi. To chyba niewiele, no nie? — odpowiedział Syriusz, mierząc Vernona wzrokiem. — Zrobisz to czy mamy bez sensu tracić czas na rzucanie zaklęć?
Tak jak przypuszczali, kobieta zgodziła się, dlatego Lunatyk rozciął jej palec. Krew powoli kapała do fiolki, w trakcie gdy Łapa wbijał spojrzenie w dwójkę mugoli. Kiedy Syriusz i Remus mieli to, po co przyszli, animag uśmiechnął się szeroko.
— Było niezbyt miło i mam nadzieję, że szybko się nie zobaczymy.
Remus zdobył się na to, żeby podziękować Petunii. Wyszli z domu, a za drzwiami spojrzeli na siebie. Lunatyk pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Nie wiem, jak on mógł z nimi wytrzymać tyle lat — oznajmił Łapa.
Deportowali się przed Kwaterę Główną i szybko weszli do domu, by skierować się do pokoju Harry’ego. Czekali wszyscy, którzy znajdowali się tutaj w momencie ich wyjścia z domu wraz z Jayem i Alexem.
— Małą siłą perswazji, ale mamy — oznajmił Łapa, a Lunatyk podał Brianowi krew Petunii.
Mężczyzna natychmiast wyszedł, by dokończyć eliksir. Wrócił już po chwili ze strzykawką, która napełniona była miksturą. Podszedł do łóżka Harry’ego i odnalazł żyłę na jego ramieniu, by zaaplikować lekarstwo. Później odsunął się i czekał, aż płyn dotrze do krwi w całym organizmie. Ciało chłopaka napięło się jak struna. Harry zacisnął pięści, a na twarzy wystąpił grymas bólu. Żyły były doskonale widoczne, więc musiało to być bardzo bolesne doznanie. Nagle opadł bezwładnie na pościel i znieruchomiał. Brian zacisnął dłoń na pustej fiolce, wbijając w niego wzrok.
— No dalej, oddychaj, do cholery — szepnął do siebie.
Po chwili dostrzegli, jak chłopak z trudem nabiera powietrza do płuc. Brian odetchnął.
— Teraz musi odpoczywać — oznajmił.
Z każdą minutą twarz Harry'ego zmieniała się. Skóra przyjmowała poprzedni kolor, a oczy nie były już tak podkrążone. Temperatura znacznie spadła.
Kolejnego poranka po śniadaniu pani Weasley zajrzała do nieprzytomnego chłopaka. Poprawiła mu kołdrę, co nie było konieczne i już miała wyjść, gdy dostrzegła ruch. Wróciła do chorego, ponieważ jego powieki zaczęły się poruszać, jakby chciał otworzyć oczy. Po kilku próbach wreszcie udało mu się rozejrzeć po pomieszczeniu.
— Harry, kochaneczku — uśmiechnęła się kobieta, gładząc kołdrę obok jego ręki.
— Pić… — zdołał wyszeptać ochrypłym głosem.
Kobieta prędko sięgnęła po szklankę z wodą i pomogła mu upić trochę płynu.
— Jesteś głodny? Coś ci przynieść? Nie jest ci zimno? — zalała go gradem pytań, ale podziękował jej słabym głosem. — Powiem pozostałym, że się obudziłeś, bo strasznie się zamartwiają.
Zostawiła go samego, lecz już chwilę później usłyszał tupot stóp na schodach. Na samym początku do pokoju wpadła Ginny, a zaraz za nią Ron z Hermioną i Syriuszem. Rudowłosa zachowywała się dokładnie jak jej matka, co chwilę poprawiając mu kołdrę i pytając, czy coś mu podać albo przynieść. Po kilku minutach dołączył do nich Remus, a później jeszcze Jay i Alex.
Nagle Harry zorientował się, że coś kurczowo zaciska w dłoni. Przypomniał sobie, że miał przekazać Łapie i Lunatykowi list od jego rodziców. Najwyraźniej kartka samoistnie przedostała się do jego świata.
— Macie pozdrowienia — powiedział do dwójki Huncwotów z lekkim uśmiechem.
— Od kogo? — Syriusz uniósł brwi.
— Od Rudej i Rogatego.
Obaj spojrzeli na niego rozszerzonymi oczami.
— Przypadkiem coś ci się… nie poprzestawiało? — zapytał łagodnie Łapa, a Harry uśmiechnął się szerzej.
Podniósł rękę, w której trzymał list, by go od niego wzięli. Lunatyk zrobił to trochę niepewnie. Rozwinął pognieciony pergamin tak, aby Syriusz również mógł odczytać zawartość. Obaj rozdziawili usta.
— Co to jest? Kto to jest Ruda i Rogaty? — zapytała z zaciekawieniem Ginny.
— Lily i James — odpowiedział Łapa. — Przyniosłeś nam list z zaświatów? — dodał ze zdumieniem do chrześniaka.
— Na to wychodzi.
— To nie jest możliwe — stwierdził niepewnie Jay.
— Widocznie jest, skoro to zrobiłem — podsumował Harry. — Sam bym uznał, że miałem jakieś schizy, gdy ich spotkałem, ale list mówi sam za siebie. Pokażcie.
Czuł na sobie zdumione spojrzenia, ale Remus podał mu pergamin, na którym był krótki list.

Drodzy Łapo i Lunatyku,
Piszemy do Was ten list, gdyż doszliśmy do wniosku, że nie uwierzycie Jelonkowi. Więc piszemy: uwierzcie mu! Łapo, strzeż się Jelonka, bo da Ci popalić. Lunatyku, Ty nie masz o co się martwić. Tobie to nie grozi.
Ruda i Rogaty

— Jelonek? — zdziwił się Harry.
— Tak do ciebie mówiliśmy, gdy byłeś mały — odpowiedział Łapa z dziwną miną. — To przezwisko znali tylko Huncwoci i Lily.
— James był Rogaczem, więc młody Rogacz to Jelonek — dodał Remus.
Wymienił spojrzenie z Syriuszem.
— Czyli chcesz powiedzieć, że spotkałeś się ze swoimi zmarłymi rodzicami, którzy przesłali list do Łapy i Lunatyka, tak? — upewnił się Alex, a Harry pokiwał głową z rozbawieniem. — Okay. Rozumiem — podsumował z niedowierzaniem.
— Jakie sprawy ziemskie mnie ominęły? — zapytał chłopak.
— Kingsley został kandydatem na Ministra Magii i ma dość spore poparcie…
Chociaż spotkanie z rodzicami było wyjątkowym przeżyciem, Harry wiedział, że musi wrócić do swoich starych spraw, dlatego z uwagą słuchał wszystkiego, co mają mu do powiedzenia przyjaciele.

1 komentarz:

  1. Witam,
    Harry wybrał życie, spotkał w zaświatach swoich rodziców i jeszcze list przekazał od nich Remusowi i Syriuszowi, no i co myśli o sprawach bieżących...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń