Ostatni
fragment jego życia zakończył się kompletną ciemnością – momentem, gdy zemdlał
w jadalni. Rozejrzał się po miejscu, w którym się znajdował i dopiero wtedy uświadomił
sobie, że siedział w powietrzu, jakby nie istniała grawitacja. Unosiła się tutaj
mgła, więc nie potrafił stwierdzić, czy ktoś lub coś znajduje się obok niego.
Niezbyt wiedział, co ma ze sobą zrobić, dlatego postanowił powoli ruszyć przed
siebie, lecz zanim przeszedł kilka kroków, dostrzegł zbliżające się do niego
dwie sylwetki. Zmrużył oczy, żeby bardziej im się przyjrzeć. Jedna była dość
drobna, szczupła i miała długie włosy, tego był pewien. Druga postać była
szersza w ramionach, wyższa i Harry dostrzegł brzegi okularów. Postanowił
poczekać, aż zobaczy twarze, lecz jeszcze zanim to się stało, jego serce biło
szaleńczo, jakby spodziewało się, kogo zaraz zobaczy.
James i Lily Potterowie mieli na
ustach uśmiechy, a Harry patrzył na nich ze zdumieniem i niedowierzaniem.
— Harry, synku… — powiedziała
cicho kobieta, przytulając go.
Chłopak stał w bezruchu
kompletnie zaskoczony, lecz po chwili mocno objął kobietę, od której był o
wiele wyższy i silniejszy. Później odsunęła się nieco, pozwalając swojemu
mężowi przywitać się z synem, który był jego niemal idealną kopią.
— Gdzie jesteśmy? — zdołał
jedynie wydusić.
— Na pograniczu twojego życia i
śmierci — odpowiedział James. — To do ciebie należy wybór, co wybierzesz,
jednak chcielibyśmy coś ci uświadomić, zanim podejmiesz decyzję.
— W trakcie gdy jesteś
nieprzytomny — ciągnęła Lily, trzymając Harry’ego za ręce — twoi przyjaciele
walczą o twoje życie, chociaż istnieje duże ryzyko, że im się nie uda. Masz we
krwi truciznę, która zżera cię od środka — wytłumaczyła chłopakowi, który
patrzył na nią pytająco. — Jeśli wybierzesz życie, nadal będziesz zagrożony,
jednak istnieje szansa, że się obudzisz, ponieważ Brian, Jay i Alex zajęli się
eliksirem, który ma ci pomóc.
— Masz wybór, my nie mieliśmy —
powiedział James.
— A co mi radzicie? — zapytał
cicho.
Lily uśmiechnęła się delikatnie.
— Życie. Na ziemi masz kogoś, dla
kogo warto żyć. Są w stanie zrobić dla ciebie bardzo wiele. Zależy im na tobie,
a Syriusz traktuje cię jak syna.
Harry pokiwał powoli głową.
— Wracaj do swoich przyjaciół. Z
nami zdążysz się jeszcze spotkać — uśmiechnął się James i uściskał go ponownie.
— Pozdrów Łapę i Lunatyka od Rudej i Rogatego. I przekaż im to — dodał, podając
mu świstek pergaminu. — Wtedy może dotrze do nich, że nie ześwirowałeś. Łapa
nauczycielem — mruknął do siebie, kręcąc lekko głową. — Daj mu popalić.
— Bardzo pedagogiczne. — Lily
wywróciła oczami. — Nie słuchaj go. Musisz już iść — dodała cicho, ponownie go
przytulając.
Później oboje wycofali się, a
Harry’ego powoli ogarnęła ciemność.
Mijał trzeci dzień
nieprzytomności chłopaka. W trakcie gdy Remus, Syriusz, Ron, Hermiona i Ginny
siedzieli w pokoju, gdzie leżał chory, do środka wpadł Brian.
— Brakuje mi jednego składnika i
eliksir będzie gotowy — oznajmił, na co wszyscy odetchnęli z ulgą. Zanim zdążył
powiadomić ich, o jaki ingredient chodzi, dostrzegli poruszenie na łóżku. Brian
doskoczył do niego. — Dokonuje wyboru.
Harry zmarszczył mocno brwi i
zacisnął pięści, lekko drżąc. Jego oddech przyspieszył, wciągał głębiej
powietrze, jakby wcześniej się dusił. W końcu znieruchomiał, a później zaczął
na nowo spokojnie oddychać. Brian pokiwał głową.
— Tak jak myślałem, wybrał życie,
ale przez to musimy jak najszybciej zdobyć ostatni składnik. Potrzebuję krwi
osoby z jego rodziny, najlepiej czarodzieja.
Zapadła cisza, a Brian rozejrzał
się po nich.
— On nie ma rodziny —
odpowiedział słabo Syriusz.
— Ale… To podstawowy składnik.
Opadły im ramiona.
— Jest ktoś taki — powiedziała
szeptem Hermiona, nie patrząc na nich. — Voldemort użył jego krwi, żeby się
odrodzić.
— No tak, ale co nam to daje? —
powiedział niemrawo Ron. — Przecież nie pójdziemy do Voldemorta i nie powiemy: Cześć, Voldziu. Daj nam trochę swojej krwi,
bo chcemy uratować twojego największego wroga.
Brian przetarł twarz dłonią.
— A krew mugola z jego rodziny? —
zapytał.
— Petunia, siostra jego matki —
odpowiedział Remus.
— Krew mugola może trochę
zmniejszyć siłę eliksiru, ale nie mamy wyjścia. Musicie załatwić jej krew.
Chwilę później na uliczce Privet
Drive pojawił się Syriusz wraz z Remusem. Prędko skierowali się do domu z
numerem cztery i zadzwonili do drzwi. Usłyszeli kroki, a następnie otworzyła im
chuda kobieta o końskiej twarzy. Łapa i Lunatyk przywitali się, a wzrok Petunii
zatrzymał się najpierw na Remusie, którego rozpoznała z dworca a później na Syriuszu. Jej oczy rozszerzyły
się, gdy rozpoznała zbiegłego więźnia. Black dostrzegł, że kobieta wykonała
taki ruch, jakby chciała zatrzasnąć im drzwi przed nosem, dlatego prędko
położył na nich dłoń i uśmiechnął się.
— Wolelibyśmy nie używać siły —
oznajmił stanowczo. — Chodzi o Harry’ego.
Kobieta zawahała się, ale
wreszcie odsunęła się na bok, by wpuścić ich do środka. Spięta jak struna
zaprowadziła ich do salonu, gdzie Dudley i Vernon oglądali telewizję. Obaj
zerwali swoje wielkie cielska z kanapy. Lunatyk ze spokojem machnął lekko
różdżką, a oni opadli na nią tak, jakby ktoś ugiął im nogi.
— Tak jak mówiłem — powiedział Łapa,
przyglądając się obojgu, jednak kierując swoje słowa do Petunii — chodzi o
Harry’ego.
— Osoby jego pokroju?! — ryknął
Vernon, ale zamilkł, zezując na różdżkę Syriusza, którą w niego wycelował.
— Tak, czarodzieje — oznajmił
spokojnie Remus.
— Jestem jego chrzestnym…
— Jego chrzestny nie żyje! —
wyrwał się Vernon.
— Tutaj bym polemizował, bo czuję
się w pełni materialny i zdrowy na umyśle — odpowiedział Łapa. — Nie będę z
tobą dyskutował na ten temat, więc się zamknij albo sam cię zamknę, chociaż nie
przyszliśmy tutaj z zamiarem użycia siły. — Spojrzał na Petunię, opuszczając
różdżkę, lecz nadal będąc w gotowości. — Harry potrzebuje pomocy i tylko ty
możesz mu pomóc. Jeśli tego nie zrobisz, umrze.
— To rzućcie swoje czary-mary! —
zawył Vernon.
Syriusz przeniósł na niego
rozzłoszczone spojrzenie.
— Gdyby była taka możliwość, z
wielką radością uniknęlibyśmy wizyty u takiego zidiociałego grubasa, Dursley! —
Ponownie przeniósł wzrok na Petunię. — Tak jak mówiłem, nie mamy zamiaru używać
siły, ale jeśli nam nie pomożesz, zrobimy to, bo jest to jedyna szansa, żeby
Harry przeżył.
— Nie macie prawa!
— Dursley, jeszcze jedno słowo, a
będziesz pełzał po podłodze jako tłusty ślimak!
— Co mam zrobić? — zapytała słabo
kobieta.
— Wystarczy, że oddasz trochę
swojej krwi. To chyba niewiele, no nie? — odpowiedział Syriusz, mierząc Vernona
wzrokiem. — Zrobisz to czy mamy bez sensu tracić czas na rzucanie zaklęć?
Tak jak przypuszczali, kobieta
zgodziła się, dlatego Lunatyk rozciął jej palec. Krew powoli kapała do fiolki,
w trakcie gdy Łapa wbijał spojrzenie w dwójkę mugoli. Kiedy Syriusz i Remus
mieli to, po co przyszli, animag uśmiechnął się szeroko.
— Było niezbyt miło i mam
nadzieję, że szybko się nie zobaczymy.
Remus zdobył się na to, żeby
podziękować Petunii. Wyszli z domu, a za drzwiami spojrzeli na siebie. Lunatyk
pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Nie wiem, jak on mógł z nimi
wytrzymać tyle lat — oznajmił Łapa.
Deportowali się przed Kwaterę
Główną i szybko weszli do domu, by skierować się do pokoju Harry’ego. Czekali
wszyscy, którzy znajdowali się tutaj w momencie ich wyjścia z domu wraz z Jayem
i Alexem.
— Małą siłą perswazji, ale mamy —
oznajmił Łapa, a Lunatyk podał Brianowi krew Petunii.
Mężczyzna natychmiast wyszedł, by
dokończyć eliksir. Wrócił już po chwili ze strzykawką, która napełniona była
miksturą. Podszedł do łóżka Harry’ego i odnalazł żyłę na jego ramieniu, by
zaaplikować lekarstwo. Później odsunął się i czekał, aż płyn dotrze do krwi w
całym organizmie. Ciało chłopaka napięło się jak struna. Harry zacisnął pięści,
a na twarzy wystąpił grymas bólu. Żyły były doskonale widoczne, więc musiało to
być bardzo bolesne doznanie. Nagle opadł bezwładnie na pościel i znieruchomiał.
Brian zacisnął dłoń na pustej fiolce, wbijając w niego wzrok.
— No dalej, oddychaj, do cholery
— szepnął do siebie.
Po chwili dostrzegli, jak chłopak
z trudem nabiera powietrza do płuc. Brian odetchnął.
— Teraz musi odpoczywać —
oznajmił.
Z każdą minutą twarz Harry'ego
zmieniała się. Skóra przyjmowała poprzedni kolor, a oczy nie były już tak
podkrążone. Temperatura znacznie spadła.
Kolejnego poranka po śniadaniu
pani Weasley zajrzała do nieprzytomnego chłopaka. Poprawiła mu kołdrę, co nie
było konieczne i już miała wyjść, gdy dostrzegła ruch. Wróciła do chorego,
ponieważ jego powieki zaczęły się poruszać, jakby chciał otworzyć oczy. Po
kilku próbach wreszcie udało mu się rozejrzeć po pomieszczeniu.
— Harry, kochaneczku —
uśmiechnęła się kobieta, gładząc kołdrę obok jego ręki.
— Pić… — zdołał wyszeptać
ochrypłym głosem.
Kobieta prędko sięgnęła po
szklankę z wodą i pomogła mu upić trochę płynu.
— Jesteś głodny? Coś ci przynieść?
Nie jest ci zimno? — zalała go gradem pytań, ale podziękował jej słabym głosem.
— Powiem pozostałym, że się obudziłeś, bo strasznie się zamartwiają.
Zostawiła go samego, lecz już
chwilę później usłyszał tupot stóp na schodach. Na samym początku do pokoju
wpadła Ginny, a zaraz za nią Ron z Hermioną i Syriuszem. Rudowłosa zachowywała
się dokładnie jak jej matka, co chwilę poprawiając mu kołdrę i pytając, czy coś
mu podać albo przynieść. Po kilku minutach dołączył do nich Remus, a później
jeszcze Jay i Alex.
Nagle Harry zorientował się, że
coś kurczowo zaciska w dłoni. Przypomniał sobie, że miał przekazać Łapie i
Lunatykowi list od jego rodziców. Najwyraźniej kartka samoistnie przedostała
się do jego świata.
— Macie pozdrowienia — powiedział
do dwójki Huncwotów z lekkim uśmiechem.
— Od kogo? — Syriusz uniósł brwi.
— Od Rudej i Rogatego.
Obaj spojrzeli na niego
rozszerzonymi oczami.
— Przypadkiem coś ci się… nie
poprzestawiało? — zapytał łagodnie Łapa, a Harry uśmiechnął się szerzej.
Podniósł rękę, w której trzymał
list, by go od niego wzięli. Lunatyk zrobił to trochę niepewnie. Rozwinął
pognieciony pergamin tak, aby Syriusz również mógł odczytać zawartość. Obaj
rozdziawili usta.
— Co to jest? Kto to jest Ruda i
Rogaty? — zapytała z zaciekawieniem Ginny.
— Lily i James — odpowiedział
Łapa. — Przyniosłeś nam list z zaświatów? — dodał ze zdumieniem do chrześniaka.
— Na to wychodzi.
— To nie jest możliwe —
stwierdził niepewnie Jay.
— Widocznie jest, skoro to
zrobiłem — podsumował Harry. — Sam bym uznał, że miałem jakieś schizy, gdy ich
spotkałem, ale list mówi sam za siebie. Pokażcie.
Czuł na sobie zdumione
spojrzenia, ale Remus podał mu pergamin, na którym był krótki list.
Drodzy Łapo i Lunatyku,
Piszemy do Was ten list, gdyż doszliśmy do wniosku, że nie uwierzycie
Jelonkowi. Więc piszemy: uwierzcie mu! Łapo, strzeż się Jelonka, bo da Ci
popalić. Lunatyku, Ty nie masz o co się martwić. Tobie to nie grozi.
Ruda i Rogaty
— Jelonek? — zdziwił się Harry.
— Tak do ciebie mówiliśmy, gdy
byłeś mały — odpowiedział Łapa z dziwną miną. — To przezwisko znali tylko
Huncwoci i Lily.
— James był Rogaczem, więc młody
Rogacz to Jelonek — dodał Remus.
Wymienił spojrzenie z Syriuszem.
— Czyli chcesz powiedzieć, że
spotkałeś się ze swoimi zmarłymi rodzicami, którzy przesłali list do Łapy i
Lunatyka, tak? — upewnił się Alex, a Harry pokiwał głową z rozbawieniem. —
Okay. Rozumiem — podsumował z niedowierzaniem.
— Jakie sprawy ziemskie mnie
ominęły? — zapytał chłopak.
— Kingsley został kandydatem na
Ministra Magii i ma dość spore poparcie…
Chociaż spotkanie z rodzicami
było wyjątkowym przeżyciem, Harry wiedział, że musi wrócić do swoich starych
spraw, dlatego z uwagą słuchał wszystkiego, co mają mu do powiedzenia przyjaciele.
Witam,
OdpowiedzUsuńHarry wybrał życie, spotkał w zaświatach swoich rodziców i jeszcze list przekazał od nich Remusowi i Syriuszowi, no i co myśli o sprawach bieżących...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia