Syriusz miał nieodparte wrażenie,
że Harry coś przed nimi ukrywa. Sam jego wygląd dawał wiele do życzenia,
dlatego uważnie go obserwował w trakcie kolacji. Molly jeszcze bardziej
przekonała go co do tego, że z chłopakiem dzieje się coś złego, gdy oznajmiła,
że ten ma gorączkę. A przecież przed wypadem do Hogwartu był zupełnie zdrowy!
Wiedział, że wina leży po stronie zniszczonego już horkruksa.
Kiedy Harry wstał od stołu,
obserwował jego drogę do drzwi. Szedł strasznie niepewnie, jakby obawiał się,
że zaraz się przewróci. Łapa już chciał zareagować, żeby pomóc mu dojść do
łóżka, ale w tym momencie Harry zatrzymał się przy drzwiach i upadł bezwładnie
na ziemię. Syriusz zaklął, natychmiast zrywając się z krzesła. Pozostali
zorientowali się w sytuacji dopiero po chwili. Łapa przykląkł przy chłopaku i
przewrócił go na plecy. Zaczął klepać go po policzkach, żeby go ocucić,
powtarzając jego imię, ale chłopak w ogóle nie reagował.
— Niech ktoś idzie po
uzdrowiciela — rzucił, dostrzegając bladą twarz chrześniaka i ciemne cienie pod
oczami.
Tonks natychmiast teleportowała
się do Munga, żeby sprowadzić tutaj Marka Devisa. W tym czasie Syriusz z pomocą
Remusa przeniósł chłopaka do jego pokoju. Mark wraz z Tonks pojawił się po
kilku minutach, w trakcie których Harry nadal się nie budził. W pierwszej
kolejności mężczyzna zapytał o czas nieprzytomności, jednocześnie podciągając
rękawy, żeby zbadać chłopaka. Spojrzał na magiczny termometr, który przyłożył
do czoła chorego i nie potrafił powstrzymać rozszerzenia oczu.
— Natychmiast przynieście jakieś
zimne okłady! — zarządził.
Pani Weasley wybiegła z pokoju,
wyczuwając powagę sytuacji. Wróciła z mokrym ręcznikiem, który Mark natychmiast
położył na czoło Harry’ego. Następnie uchylił mu powiekę, świecąc lampką i
wykonał kilka manewrów różdżką.
— Co się dzieje? — zapytał w
końcu Łapa z widoczną niecierpliwością.
— Temperatura jego ciała dochodzi
do czterdziestu dwóch stopni — rzucił, nie przerywając badań.
Rozszerzyli oczy z przerażeniem
na twarzy.
— Co mu jest? — szepnęła
Hermiona.
— Nie mam pojęcia. Nie potrafię
zdiagnozować choroby. Nigdy nie miałem przypadku z tak wysoką temperaturą,
która jest śmiertelnie niebezpieczna. Muszę się skontaktować z innymi
uzdrowicielami. Nie mogę mu nic podać, skoro nie wiem, co mu dolega. Na razie starajcie
się często zmieniać mu okłady. Być może zbijemy trochę temperaturę.
Mężczyzna zniknął, zostawiając
ich w ciszy.
— Czterdzieści dwa? — wydusił
Łapa. — Przecież taka temperatura może zabić!
— Myślisz o tym, co ja? — spytał telepatycznie Jay Alexa.
— Chyba myślimy o tym samym. Wszystko pasuje — odpowiedział chłopak.
— Sprawdzamy?
— Nie mamy wyjścia.
— Możemy coś sprawdzić? — zapytał
głośno Alex.
Wszyscy przenieśli na nich
spojrzenia.
— Być może wiemy, co jest na
rzeczy — dodał Jay. — Bardziej mu nie zaszkodzimy — stwierdził, widząc
nieprzekonane spojrzenia.
Łapa kiwnął głową z niemrawą
miną, więc obaj chłopcy podeszli do łóżka, na którym leżał Harry, jednocześnie
uaktywniając moce Czarnych Feniksów. Jay wyciągnął spod głowy chłopaka
poduszki. Później wycelowali różdżkami w nieprzytomnego, Alex odliczył do
trzech i obaj rzucili zaklęcie. Dwa promienie otoczyły ciało Harry’ego, który
zaczął lekko drżeć, a później uniósł się na kilka centymetrów nad łóżkiem. Jay
i Alex opuścili różdżki, ściskając je tak mocno, że knykcie im zbielały. Po
chwili rozbłysło czarne światło podobne do dymu, a Harry powoli opadł na
materac. Alex i Jay wymienili spojrzenia, w których pojawiło się przerażenie.
— I co? — zapytał niepewnie
Syriusz.
— Chyba będzie lepiej, jak Brian
to potwierdzi — odpowiedział natychmiast Jay. — Mogliśmy coś źle zrobić.
Alex pokiwał głową, jakby trzymał
się ostatniej deski ratunku. Obaj deportowali się, zanim ktokolwiek zdążył ich
zatrzymać. Wylądowali przed wrotami zamku Czarnych Feniksów. Bez słowa weszli
do środka, kierując się do Wielkiej Sali, gdzie zastali trójkę swoich opiekunów
ze szkolenia.
— Proszę, proszę — rzekł Martin
na wstępie, jednak spoważniał, gdy dostrzegł grobowe miny chłopaków.
— Co się stało? — zapytał Mark,
gdy opadli na krzesła.
— Na Harry’ego chyba rzucono
Klątwę Wyboru — odpowiedział cicho Alex.
Nauczyciele spojrzeli na nich
rozszerzonymi oczami, w których spostrzegli przerażenie.
— To pewne? — nie dowierzał
Brian.
— Ma już czterdzieści dwa stopnie
gorączki, stracił przytomność i nie budzi się dobre dwadzieścia minut. Badał go
uzdrowiciel i nie ma pojęcia, co się stało, ale przypomnieliśmy sobie zajęcia,
więc sprawdziliśmy, czy nasze przypuszczenia są słuszne. Pojawił się czarny dym
— powiedział martwym głosem Jay.
Brian ukrył twarz w dłoniach.
— Przyszliśmy tutaj, bo wolimy
być pewni, zanim powiemy to reszcie. Brian, mógłbyś?
— Jasne. Jest u siebie? —
wymamrotał, a oni pokiwali głowami.
Jay, Alex i Brian zniknęli,
pozostawiając zaniepokojonych Marka i Martina. Przy łóżku Harry’ego nadal
znajdowały się te osoby, co wcześniej. Przepuścili jednak Briana, gdy pojawił
się w drzwiach. Mężczyzna zrobił dokładnie to samo, co Jay i Alex, a efekt był
taki sam. Trójka Feniksów wymieniła między sobą spojrzenia. Nikt nie chciał przekazać
informacji pozostałym.
— No? Co mu jest? —
zniecierpliwił się Syriusz.
Brian westchnął, przetarł oczy i
spojrzał na niego.
— Klątwa Wyboru.
— Co to jest?
— Jest na pograniczu życia i
śmierci — powiedział bezlitośnie. — Ogląda całe swoje życie w przyspieszonym
tempie, a na samym końcu wybiera, w którą chce iść stronę. Problem w tym, że w
jego krwi jest trucizna, która zżera go od środka i nawet jeśli wybierze życie,
może nie przeżyć. Paradoks.
— Antidotum? — zapytał słabo
Łapa.
— Trudno wykonalne, ale musimy
spróbować.
— A łzy feniksa?
— Najwyżej przedłużą mu życie. To
jedna z klątw, z której nawet feniks nie jest w stanie uleczyć chorego.
Podejrzewam, że wybierze życie, jednak lepiej będzie, jeśli cały czas ktoś
będzie przy nim czuwał, żebyśmy wiedzieli, kiedy dokona wyboru. Zajmiemy się
eliksirem — zwrócił się do Jaya i Alexa, którzy pokiwali szybko głowami. —
Wolałbym jednak być na bieżąco z jego stanem…
— Udostępnimy ci pokój —
odpowiedział od razu Syriusz, a Brian potaknął.
— Zorganizuję składniki.
Brian wyszedł, zostawiając
pozostałych w kompletnej ciszy. Pani Weasley wyszła za nim, aby pokazać mu
pomieszczenie, w którym mógł zająć się antidotum. Brian nie był w stanie
spojrzeć w jej załzawione oczy.
Ron, Hermiona i Ginny jako
pierwsi przejęli wartę przy Harrym, rozmawiając cicho o tej całej sytuacji.
Byli przerażeni tym, co się działo i ciężko im było siedzieć tutaj ze
świadomością, że nic nie mogą zrobić. Jay i Alex zamknęli się w jednym pokoju
razem z Brianem i zazdrościli im tego, że mogą coś robić, żeby pomóc choremu.
Syriusz co chwilę wchodził do pokoju, jakby miał nadzieję, że cała ta sytuacja
była jedną wielką pomyłką i Harry zaraz się obudzi.
Czas dłużył się niemiłosiernie.
Minęła cała noc, Syriusz zastąpił Ginny przy łóżku Harry’ego, nastał ranek i
wartę przejął Remus. Pani Weasley co chwilę chodziła od pokoju do pokoju,
nosiła im posiłki, wyganiała do łóżek, gdy ktoś zasypiał na siedząco i
kontrolowała, czy zimne okłady na czole Harry’ego są regularnie zmieniane. Gdy
zaczęło świtać, pani Weasley zaprowadziła zmęczonego Alexa i Jaya do jednego z
pokoi, aby się przespali. Po dwóch godzinach snu wygonili Briana, żeby się
zdrzemnął, argumentując to tym, że przez wyczerpanie może zrobić coś nie tak
przy eliksirze, co go przekonało.
Godziny mijały. Nadszedł kolejny
wieczór, później noc. Przy łóżku Harry’ego non stop siedział ktoś, kto
kontrolował jego stan, zmieniał okłady i modlił się w duchu, żeby do nich
wrócił.
Witam,
OdpowiedzUsuńo nie klątwa wyboru, ale kto? Gdzie? I jak? Ją rzucił, czy to było w Hogwarcie jak niszczył tą czarkę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia