Harry postanowił wrócić na ziemię
i zająć się szukaniem kolejnego horkruksa. Tak jak zasugerował Alex, w tym celu
postanowił odwiedzić Pokój Życzeń. Skontaktował się z McGonagall i dzień
później znalazł się w Hogsmeade razem z Syriuszem, Remusem, Ronem, Hermioną i
Ginny, aby przedostać się do szkoły. Dyrektorka otworzyła im bramę i po kilku
minutach już byli w budynku. Harry stanął w miejscu, gdy coś sobie uświadomił.
— Ktoś zabrał kieł bazyliszka?
— Yyy…
Harry’emu nie uśmiechało się po
raz kolejny wracać do Komnaty Tajemnic, dlatego zapytał McGonagall, czy mogłaby
użyczyć mu miecz Gryffindora, na co się zgodziła. Weszli do jej gabinetu. Harry
nie zdziwił się, gdy dostrzegł, że wszystkie portrety smacznie śpią, chociaż
podejrzewał, że standardowo tylko udają. Już mieli wychodzić, gdy McGonagall go
zatrzymała. Kiedy drzwi zatrzasnęły się, obudziła Dumbledore’a, a następnie
sama wyszła.
— Jak wam idą poszukiwania? —
zagadnął.
— Lepiej niż sądziłem —
odpowiedział w zamyśleniu. — Jakiś czas temu byliśmy w Albanii, gdzie
znaleźliśmy naszyjnik Ravenclaw. Medalion Slytherina okazał się być zniszczony.
Dzisiaj przyszliśmy szukać czarki Hufflepuff, a później musimy tylko czekać na
okazję, żeby zabić Nagini, a później… — wzruszył ramionami.
— Kto z was zniszczył naszyjnik?
Harry lekko zdziwił się, słysząc
takie pytanie, jednak odpowiedział:
— Ja. Gdy tylko znaleźliśmy się w
jaskini, gdzie ukryty był horkruks, pozostali nie mogli używać magii, a kiedy
zbliżyli się do naszyjnika, odrzuciło ich. Stwierdziliśmy, że tylko pierwsza
osoba, która wskoczyła do jaskini, może używać magii.
Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy
dostrzegł, że Dumbledore kręci lekko głową z uśmiechem.
— Pewnie się tego nie spodziewasz,
ale horkruksa w przedmiocie może zniszczyć osoba, która posiada moc większą niż
inni. Czarodziejską moc.
— Ale… jak to? Medalion zniszczył
Stworek!
— Czarodzieje lekceważą moc
skrzatów domowych, która jest naprawdę ogromna. Nie spodziewamy się po nich
wielkich czynów ze względu na ich posłuszeństwo czarodziejom.
— A… Nagini? — zapytał zdumiony.
— Nagini jest żywym organizmem,
dlatego może ją zniszczyć każdy.
— W takim razie Voldemorta i mnie
również może zabić każdy — zauważył.
— Załóżmy, że tak jest w istocie,
ale przyznaj: dałbyś się zabić pierwszemu lepszemu śmierciożercy czy chciałbyś
stanąć z Tomem twarzą w twarz? I czy sądzisz, że Toma zabije pierwsza lepsza
osoba, skoro wszyscy znamy jego umiejętności? — Milczenie było odpowiedzią na
to pytanie. — Uwierz w siebie, Harry.
Chłopak wyszedł z gabinetu z
mętlikiem w głowie, biorąc ze sobą miecz. Dołączył do przyjaciół i razem
ruszyli w stronę Pokoju Życzeń, nie mówiąc im, czego dowiedział się od byłego
dyrektora. Harry przeszedł wzdłuż ściany trzy razy, powtarzając w myślach swoje
życzenie. Gdy ukazały się drzwi, weszli do środka. Syriusz stęknął na wstępie,
gdy zobaczył tak olbrzymie pomieszczenie wypełnione tysiącami przeróżnych
rzeczy. Rozeszli się w różne części pokoju, szukając czarki Hufflepuff. Harry
rozglądał się po pomieszczeniu, czując znajomy niepokój. Gdzieś tutaj był
horkruks, wyczuwał go tą cząstką Voldemorta, którą miał w sobie. Dostrzegał
różne przedmioty, idąc powoli między alejkami, jednak nie dostrzegał tego,
czego szukał. Z niedaleka słyszał pomrukiwania, stęknięcia i rozmowy
przyjaciół, lecz sam przeszukiwał Pokój Życzeń w ciszy.
— Mam! — usłyszał krzyk Ginny po
dobrej godzinie.
Wszyscy natychmiast skierowali
kroki w jej stronę. Harry dotarł na miejsce, w momencie gdy Ginny próbowała
podejść do czarki, lecz została odrzucona do tyłu. Wpadła wprost na Remusa,
który ledwo zdołał utrzymać ich na nogach.
— Co jest? — jęknęła, rozcierając
łokieć, którym uderzyła przy okazji w szafkę.
W następnej chwili Ron wypadł zza
rogu, lecz uderzył z impetem w górę przedmiotów, gdy zbliżył się do czarki.
Syriusz pomógł mu się podnieść. Harry obserwował to wszystko z mocno bijącym
sercem, przypominając sobie słowa Dumbledore’a. Spojrzał na czarkę i ruszył w
jej stronę. Stanął na granicy, do której docierali Ron i Ginny. Zrobił krok w
przód… i nic się nie stało. A więc to
prawda. Machnięciem ręki przywołał do siebie miecz Gryffindora, który
zostawił przy wejściu do pokoju. Wiedział, że coś się stanie, tak jak w
jaskini, jednak nie chciał z tym czekać. Zrobił kolejny krok w stronę czarki, a
z jej środka wydobył się biały obłok, który zaczął formować się w ludzi. Harry
nieświadomie zrobił krok w tył, dostrzegając nienawiść w twarzach jego
najbliższych: matki, ojca, Syriusza, Remusa, Ginny, Rona i Hermiony. Ginny
wydała z siebie zduszony okrzyk. Twarze wszystkich były wyidealizowane,
świecące blaskiem, lecz jednocześnie odrzucające. Harry jednak wpatrywał się w
nie jak zahipnotyzowany, przesuwając spojrzenie od jednej osoby do drugiej. Ich
głosy zlewały się ze sobą, dlatego Ginny zaczęła bardziej się przysłuchiwać,
żeby wyłapać poszczególne słowa.
— …za słaby…
— …takie dziecko to coś
najgorszego…
— …w domu poniżany i
znienawidzony…
Jej serce
biło bardzo szybko, gdy zorientowała się, że nie są to przyjemne słowa. Ciarki
przeszły jej wzdłuż kręgosłupa, kiedy rozległ się piskliwy śmiech Voldemorta.
Harry był niemal biały na twarzy.
—
…nienawidzę cię… — usłyszała swój syczący głos.
Bez przemyślenia rzuciła się w
stronę Harry’ego, lecz bariera szybko ją powstrzymała.
— …jesteś nikim…
— …nikt cię nie chce…
— …nie pokonasz go…
Widma zaczęły krążyć wokół
siebie. Przedmioty drżały i zsuwały się, spadając na ziemię. Ginny spojrzała ze
strachem na szczyt dość wysokiej góry, na której znajdowały się ciężkie rzeczy.
W następnej chwili odskoczyła na bok, gdy tuż obok niej wylądowała metalowa
szkatułka. Hermiona wrzasnęła, gdy stosy zaczęły się wyginać w taki sposób, że
wszyscy byli zagrożeni.
— Musimy uciekać! — krzyknął
Remus.
— Przecież go nie zostawimy! —
zawołała Ginny, ponownie podbiegając do bariery, lecz natychmiast odskoczyła do
tyłu, gdy tuż przed jej nogami wylądował pojemnik z ciemną cieczą, która
zaczęła dymić.
— …nienawidzę… — mówiły widma,
które teraz ledwo rozumiała przez hałas, który robiły spadające przedmioty.
Ron odciągnął Ginny jeszcze
bardziej do tyłu. Hermiona, Syriusz i Remus zaczęli rzucać zaklęcia na szafki i
przedmioty, jednak nie mogli nadążyć. Wszyscy rzucili się w bok, kiedy cały
regał zaczął spadać ze szczytu pomieszczenia. Zza dymu i widmowych postaci nie
było widać, co się dzieje z Harrym. Niektórzy wrzasnęli, gdy dostrzegli, że
regał spadł w miejsce, gdzie stał chłopak. Rozległ się huk, a szafka odleciała
na bok. Później usłyszeli wrzask, lecz nic nie widzieli. Przez moment panowała
cisza, wszystkie przedmioty zatrzymały się w powietrzu, jakby ktoś wcisnął
pauzę. Zamarli na moment, a w następnej chwili dostrzegli Harry’ego, który
biegł w ich stronę.
— W nogi! — krzyknął, trzymając w
dłoni miecz.
W następnej chwili dostrzegli, że
wszystko ponownie zaczyna spadać. Szafki, komody i stosy gratów przechylały się
w ich stronę jak domino. Ron pisnął, a chwilę później wszyscy pędzili do drzwi,
od czasu do czasu odrzucając zaklęciami rzeczy, które na nich spadały. Wypadli
na korytarz, ciężko dysząc. Harry zatrzasnął drzwi, które po chwili zniknęły.
Zapadła cisza zagłuszana tylko ich oddechami.
— Zniszczyłeś? — wydusił wreszcie
Łapa, a Harry pokiwał głową, bladością przypominając trupa.
Bez słowa ruszył w stronę
gabinetu dyrektorki, żeby oddać miecz. Pozostali poszli za nim, również w
milczeniu. Dumbledore patrzył na chłopaka z uśmiechem, lecz Harry rzucił na
niego tylko jedno spojrzenie.
— Miałem rację? — zapytał
starzec, a brunet pokiwał głową z dziwną miną.
Szybko wyszedł, jakby nie chciał
o tym rozmawiać. Pozostali wymieniali między sobą spojrzenia, jednak nic nie
mówili. Harry przemilczał to, że strasznie źle się czuł. Bolała go głowa i
chyba miał gorączkę. Wyszli poza bramy szkoły i teleportowali się przed Kwaterę
Główną. Gdy Harry wylądował, miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, bo wszystko
przekręciło mu się w żołądku.
— Dobrze się czujesz? — zapytała
Hermiona.
— Yhym… — mruknął, ruszając do
budynku.
W progu wpadli na panią Weasley,
która powiadomiła, że zaraz będzie kolacja i że zjawili się tutaj Jay, Alex,
bliźniacy i Tonks. Kobieta rzuciła mu troskliwe spojrzenie, widząc jego bladą
twarz, więc Harry najpierw ruszył do łazienki, żeby doprowadzić się do
porządku. Gdy tylko spojrzał w lustro, dostrzegł swoją bladość i cienie pod
oczami. W następnej chwili zacisnął dłonie na umywalce, gdy zakręciło mu się w
głowie. Na moment usiadł na brzegu wanny, żeby to opanować. Kiedy tylko obraz
zatrzymał się w miejscu, przemył sobie twarz zimną wodą, a później poszczypał
policzki, żeby wrócił im dawny kolor.
— Harry, kochaneczku, wszystko w
porządku? — usłyszał zaniepokojony głos matki Rona.
— Tak, tak, już idę —
odpowiedział szybko, poklepał się po policzkach i wyszedł.
Starał się zachowywać naturalnie,
idąc za kobietą do jadalni. Goście przywitali się z nim, ale Jay i Alex
patrzyli na niego ze zmrużonymi oczami.
— Wyglądasz jak trup — zauważył
Jay.
— Prawie jak ty po imprezie, co?
Alex parsknął śmiechem, gdy Jay
wykrzywił się. Nim Harry się zorientował, pani Weasley wzięła go w obroty.
Drgnął, gdy chłodną dłonią dotknęła jego rozpalonego czoła. Wciągnęła
gwałtownie powietrze.
— Najedz się i od razu do łóżka!
— zarządziła, manewrując nad nim różdżką. — Masz prawie czterdzieści stopni, kochaneczku!
Harry nie protestował, widząc jej
matczyną, twardą minę. Czuł na sobie natarczywe spojrzenie Syriusza, którego
starał się unikać.
— Co się stało, gdy przestaliśmy
cię widzieć? — zapytał cicho Łapa, żeby niezorientowani go nie usłyszeli.
— Nic.
— Nic?
— Działo się to, co wcześniej. Po
chwili się ocknąłem i go zniszczyłem — odpowiedział, patrząc przed siebie.
Więcej nie pytał, chociaż nadal
rzucał mu spojrzenia. Harry słyszał strzępy rozmów, jednak nic z nich nie
rozumiał.
— ...demort planuje. Zakon musi
być przygotowany na wszystko...
— ...że otworzą Hogwart i można
zdać owutemy. Bez tego nie ma przyszłości…
— …interes kręci się jak w
młynie, prawda, Fred?...
— ...bramą i wejściem będą
aurorzy, którzy wieczorem zajmą się kontrolowaniem korytarzy...
Harry postanowił szybko coś zjeść
i prędko iść do łóżka. Ugryzł tost, który przygotowała mu pani Weasley, jednak
gdy przełknął, coś przekręciło mu się w żołądku. Pomyślał, że zaraz zwymiotuje,
ale na szczęście nic takiego się nie stało. Postanowił natychmiast się położyć,
więc odłożył pieczeń, czując się jeszcze gorzej niż wcześniej.
— Idę spać — mruknął do Syriusza,
który mu się przyglądał.
— Prawie nic nie zjadłaś.
— Nie jestem głodny.
Wstał i ruszył w stronę drzwi,
momentami z wrażeniem, że lekko się chwieje. W uszach mu szumiało, głosy stały
się odległe, głowa pulsowała bólem jakby ktoś trzaskał w nią młotem. Czuł zimny
pot na plecach. Położył dłoń na klamce. Już miał ją nacisnąć, gdy ponownie zakręciło
mu się w głowie. Wszystko zamazało się. Osunął się na ziemię i zapadła
ciemność.
Witam,
OdpowiedzUsuńudało się Harremu zniszczyć czarkę... ale dlaczego tak dziwnie, czy coś się jeszcze stało....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia