Urodziny Ginny zbliżały się
wielkimi krokami, podobnie jak początek roku szkolnego. Jay zapisał się do
Hogwartu, więc wszyscy postanowili wybrać się na ulicę Pokątną, zabierając
także Alexa, by zakupić wszystkie książki i przybory potrzebne do szkoły. Pani
Weasley chciała użyć Sieciu Fiuu. Gdy Alex o tym usłyszał, skrzywił się
niemiłosiernie, a Harry mu zawtórował. Spojrzeli na siebie.
— Kiedyś wylądowałem w jakimś
prywatnym domu, wprost na wilczura — przyznał Alex. — Uraz do końca życia.
— Za pierwszym razem, zamiast na
Pokątnej, wylądowałem na Nokturnie — wyznał mu Harry.
Syriusz parsknął śmiechem, a
Harry wysłał mu zirytowane spojrzenie. W efekcie końcowym wszyscy postanowili
się teleportować, więc Ginny uczepiła się ramienia swojego chłopaka. Tom niemal
upuścił szklankę, gdy cała grupa wylądowała w jego barze. Łapa pechowo znalazł
się na stoliku, gdyż zabrakło dla niego miejsca, Jay wylądował na Ronie, a
Tonks wpadła na kolana jakiegoś faceta.
— To nie był zbyt dobry pomysł,
żebyśmy teleportowali się wszyscy naraz — stwierdził Syriusz ze skrzywieniem.
Harry czuł na sobie czyjś wzrok.
Początkowo nie zwracał na to uwagi, ponieważ ludzie często wlepiali w niego
oczy, lecz kiedy spojrzenie niemal zaczęło go palić, odwrócił się. Nie zdziwił
się, widząc różne ekscentryczne osoby, lecz na oko nawinął mu się ktoś w
kapturze. Miał wrażenie, że skądś go kojarzy.
— Idziesz? — zapytał Łapa.
— Ten koleś… — zaczął. — A już
nic — machnął zbywająco ręką i wyszedł za pozostałymi.
Na ulicy podzielili się na
grupki, żeby wszystko sprawniej poszło. Zakupili nowe książki i szaty oraz
ingrediencje do eliksirów. Harry wiedział, że musi spławić Ginny, żeby kupić
jej prezent urodzinowy, jednak nie miał pomysłu na to, jak to zrobić.
Skorzystał z okazji, gdy przechodzili obok sklepu z damską odzieżą i przekazał
Hermionie telepatyczną wiadomość:
— Zabierz Ginny do tego sklepu.
Dziewczyna spojrzała na niego i
najwyraźniej zrozumiała, co mu chodzi po głowie.
— Chodźmy do tego sklepu —
rzuciła niespodziewanie, wskazując budynek. — Ginny, chodź. Musisz mi doradzić.
Chłopcy zaczęli jęczeć.
— To my idziemy do sklepu ze
sprzętem do quidditcha — zaproponował Harry.
Rozeszli się w dwie strony, lecz
gdy męska część towarzystwa dotarła do sklepu, Harry rzucił tylko, że niedługo
wróci i pognał dalej, do sklepu z biżuterią, gdzie zakupił prezent urodzinowy
dla swojej dziewczyny. Wrócił do chłopaków, którzy zachwycali się nową miotłą,
a później skierowali z powrotem do budynku, gdzie dziewczyny robiły zakupy.
Czekali na nie przed drzwiami, rozmawiając o bzdurach i dostrzegając
przechadzających się niedaleko Syriusza, Remusa i Tonks. Ginny pomachała im z
uśmiechem zza witryny.
Nagle ktoś krzyknął. Nim Harry
zidentyfikował kierunek, skąd dochodził ten głos, poczuł, że czyjaś różdżka
wbija mu się w plecy.
— Jeden zły ruch… — syknął mu do
ucha jakiś mężczyzna, odciągając go do tyłu.
Ron, Alex i Jay natychmiast
wyszarpnęli różdżki, jednak szybko zostali rozbrojeni. Ginny i Hermiona wypadły
ze sklepu, ale zostały zatrzymane przez zaklęcia, a następnie różdżki wyleciały
im z rąk. Ktoś śmiał się jak opętany, gdy każda osoba, która próbowała walczyć,
traciła swoją cenną różdżkę, a wśród nich byli Syriusz, Remus i Tonks.
— Ruda, podejdź tu — warknął
jeden ze śmierciożerców, zwracając się do Ginny. Ani drgnęła. — Dobrze ci radzę
— syknął, wbijając różdżkę w plecy Harry’ego tak mocno, że się wykrzywił,
starając się od niej uciec.
Ginny zrobiła krok w ich stronę z
przerażeniem na twarzy.
— Nie podchodź — odpowiedział od
razu chłopak, a ona się zawahała.
— Podejdź albo on pożałuje.
Harry spojrzał na Jaya i Alexa,
kręcąc twardo głową. Obaj przytrzymali dziewczynę, żeby nie podeszła do
śmierciożerców.
— Po co wam ona? — warknął
spomiędzy zaciśniętych zębów do swoich przeciwników.
— Wolisz nie wiedzieć.
— Po co? — warknął ze złością.
— Wiesz, co robimy z takimi
młodymi i ładnymi? — spytał z ironią.
W Harrym zawrzała krew, a oczy mu
pojaśniały. Jay i Alex wymienili spojrzenia i uśmieszki. Wiedzieli, co Harry
potrafi zrobić z takimi idiotami pod wpływem nerwów. Wystarczy jeszcze bardziej
go wkurzyć.
— Ruda! Chodź tutaj albo zaraz
oberwie zaklęciem torturującym! — warknął głośno śmierciożerca, który wbijał mu
różdżkę w plecy.
Jay i Alex zerknęli na siebie i
puścili Ginny.
— Co wy, do cholery, robicie?! —
wkurzył się Harry, a jego oczy niemal ich przebiły swoim światłem.
W odpowiedzi uśmiechnęli się
kpiąco, przyciągając Ginny z powrotem do siebie. Harry parsknął, rozumiejąc, dlaczego
to zrobili. Odwrócił się z szybkością błyskawicy i znokautował pięścią tego,
który wbijał mu plecy różdżkę. Jay i Alex ruszyli przed siebie, by mu pomóc.
Zwalili z nóg śmierciożerców, którzy w panice zaczęli działać chaotycznie.
Harry skorzystał z mocy Władcy Natury, mocnym podmuchem wiatru rzucając w
ścianę dwójkę atakujących. Ginny z furią kopnęła w krocze najbliżej stojącego
śmierciożercę, w trakcie gdy Harry okładał pięściami innego mężczyznę. Ron,
Łapa, Lunatyk i Tonks, nie widząc innej możliwości, również zaczęli walczyć ze
śmierciożercami jak mugole, co musiało zaskoczyć ich przeciwników. Przy pomocy
ludzi z ulicy Pokątnej pozbyli się wszystkich zwolenników Voldemorta. Szybko
związano wszystkich złapanych. Tonks deportowała się po aurorów. Gdy tylko
śmierciożercy zostali zabrani, zrobili ostatnie zakupy i wrócili do domu, zadowoleni
z tego, co zrobili.
KOLEJNY
ATAK NA POKĄTNEJ!
Wczorajszego dnia w godzinach rannych na ulicy Pokątnej pojawiło się kilkunastu
śmierciożerców. Dzięki Harry'emu Potterowi, jego przyjaciołom i przechodzących
tamtędy czarodziejom, udało się ich zatrzymać. Po przesłuchaniach i szybkim
procesie złapanych śmierciożerców zesłano do Azkabanu.
Na ulicy Pokątnej aurorzy pojawili się dopiero po walce, gdy wszyscy
śmierciożercy byli już obezwładnieni. Absurdem jest to, że to nasi obywatele muszą
łapać śmierciożerców, choć obowiązek ten należy do aurorów. Może czas w końcu
coś z tym zrobić?
Harry był zadowolony, gdy
przeczytał ten artykuł dzień po wyprawie na Pokątną, jednak mina mu zrzedła,
kiedy jeszcze kolejnego dnia w jego dłonie wpadła gazeta z nowym artykułem.
KOLEJNA UCIECZKA Z AZKABANU!
Wczorajszego dnia przekazaliśmy naszym czytelnikom informacje o
złapaniu grupy śmierciożerców na ulicy Pokątnej. Niestety, wczoraj wieczorem doszło
do masowej ucieczki z Azkabanu. Wszyscy śmierciożercy, którzy zaatakowali
Pokątną, uciekli…
Harry nie
czytał artykułu do końca, bo sam wstęp wyprowadził go z równowagi. Niemal
trząsł się ze zdenerwowania, a oczy świeciły jasnym blaskiem. Wydał z siebie
dźwięk świadczący o jego bezsilności i kopnął krzesło, które z hukiem wpadło na
ścianę.
— Co ty tu robisz? — zdziwił się
Łapa, wchodząc do pomieszczenia wraz z innymi.
Harry porwał gazetę ze stołu i
wystawił mu artykuł dwa centymetry od twarzy.
— No to jest chyba jakiś żart! —
krzyknął Syriusz i wyrwał mu gazetę, by przeczytać reportaż.
— Co się stało? — zapytała Tonks.
— Śmierciożercy, których
złapaliśmy na Pokątnej, dali drapaka z Azkabanu! — odparł Harry ze złością. —
Jeśli Azkabanu chronią wyszkoleni aurorzy, to ja jestem kobietą! My ich
łapiemy, a oni pozwalają im uciec! Jeden raz rozumiem, drugi raz też, ale to
się zdarza co chwilę!
— Oho, widzę, że już wiesz —
rozległ się głos Jaya, który wpadł do środka razem z Alexem.
— Piszą, że ludzie zaczynają
coraz bardziej domagać się dymisji ministra — dorzucił Łapa.
— Tylko szkoda, że nie bierze
tego do siebie! — wrzeszczał Harry. — Wiecie co? Chyba pójdę mu to uświadomić!
Najlepiej kilkoma zaklęciami!
— Ochłoń, zanim to zrobisz —
stwierdziła Hermiona, a chłopak zaśmiał się.
— Właśnie zrobię odwrotnie, żeby
nie gryźć się w język.
— Tak zrób!
— Ron! — krzyknęła natychmiast
Hermiona. — To będzie nierozsądne!
— Nierozsądne jest to, że on
dalej jest ministrem — warknął Harry i nim ktokolwiek się zorientował, co robi,
deportował się.
Harry niezbyt pamiętał, jak
przedostał się do ministerstwa, lecz w tym czasie odzyskał nad sobą panowanie.
Nie miał jednak zamiaru się wycofać. Plakietki nie przyczepił do koszulki, lecz
ściskał ją mocno w dłoni. Ochroniarz obserwował go uważnie, kiedy podał różdżkę
do kontroli. Gdy dotarł przed gabinet ministra, sekretarka miała nietęgą minę,
czytając Proroka Codziennego.
Podniosła głowę, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi.
— Dzień dobry. W jakiej sprawie?
— Może pani przekazać ministrowi,
że Potter chce się z nim natychmiast widzieć?
Kobieta zerwała się z krzesła i
szybko weszła do gabinetu. Po chwili zaprosiła go do środka. Zaproponowała coś
do picia, ale podziękował, wbijając wzrok w mężczyznę siedzącego za biurkiem.
Scrimgeour nie wyglądał na zadowolonego tym spotkaniem, jednak wskazał mu krzesło.
Harry nie usiadł.
— Ilu śmierciożerców musi jeszcze
uciec z Azkabanu, żeby coś się zmieniło? — powiedział cichym, lecz lodowatym
głosem. — Ile błędów musi zrobić jeszcze ministerstwo, żeby ktoś zrozumiał, że
z Voldemortem nie ma żartów?
— Twoim zadaniem nie jest
ocenianie pracy ministerstwa — odparł równie chłodno minister.
— Jestem pełnoletnim obywatelem.
Mam do tego prawo. Nie jestem jedyną osobą, która sądzi, że ministerstwo spada
na samo dno. Ignorujecie Voldemorta. My łapiemy śmierciożerców, a wy pozwalacie
im uciec. Robią to obywatele, a nie aurorzy. To po pierwsze. Po drugie:
więzienie nie jest przeszkodą dla śmierciożerców. Mamy ich zabijać, zamiast
obezwładniać, żeby czuć się bezpieczniej?
— Ministerstwo robi, co może…
Harry wybuchnął szyderczym
śmiechem.
— Czyli nic.
— Posuwasz się za daleko —
warknął Scrimgeour.
— Był pan aurorem. Myślałem, że
zrozumie pan, jak walczyć z Voldemortem, co zmienić w ministerstwie. Ale nic
się nie zmieniło. Voldemort niedługo przejmie wszystkie departamenty, bo
ministerstwo z nim nie walczy tylko patrzy na to, co się dzieje.
— Potter…!
— Dlaczego śmierciożercy non stop
uciekają z Azkabanu? — Harry podniósł głos. — Już straciliście nad tym władzę?
Może czas przyznać, że nie radzi pan sobie na tym stanowisku?
Minister zerwał się do pionu,
uderzając dłonią w blat biurka. Harry patrzył na niego spokojnym, choć twardym
spojrzeniem.
— Może widzisz siebie na tym
stanowisku? — warknął.
Chłopak roześmiał się.
— Siebie? Nie. Wiem, że bym sobie
nie poradził. Kierować Zakonem a kierować ministerstwem to dwie różne sprawy.
Nie nadawałbym się do tego. Podobnie jak pan. Duma. W tym tkwi problem, prawda?
Niedługo ludzie zaczną się sprzeciwiać, domagać się pańskiej dymisji jeszcze
bardziej niż teraz. Tak samo było z Knotem. Niech pan sobie tego oszczędzi,
zanim sytuacja tak bardzo wymknie się spod kontroli, że nie będzie czego
odbudowywać. Tyle chciałem panu dowiedzieć. Do widzenia.
Wyszedł spokojnie, nie czekając
na odpowiedź.
— I co? I co? — dopytywali go,
gdy tylko wrócił do Kwatery Głównej.
Wzruszył tylko ramionami w
odpowiedzi, z chęcią przyjmując kubek herbaty od pani Weasley.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak Harry się wkurzył na Ministra i wygraną mu co o nim myśli, ciekawe czy w pobliżu i tym razem była Rita i znów pojawi się artykuł…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia