sobota, 30 maja 2015

I. Rozdział 30 - Niebieska Moc

Otwarcie oczu okazało się być niezwykle ciężkie. Nie musiał się nawet zastanawiać, co się stało, bo działo się to już tak regularnie, że się przyzwyczaił. Zerknął na zegarek i jęknął rozpaczliwie.
— Znowuuuuuu! — zawył z bólem. — WSTAWAĆ, DEBILE! ZNOWU SIĘ SPÓŹNIMY!
— Która godzina? — stęknął Alex, nie otwierając oczu.
— Za kwadrans ćwiczenia.
— Kuuuuuuu*wa…
Harry zerwał się do pionu i zachwiał się dość mocno. Później kopnął Jaya w tyłek, rzucając w niego wyzwiskami. Harry ruszył do swojego pokoju, potykając się o butelki. Naparł na drzwi i przewrócił się w progu. Potok przekleństw wydostał się z jego gardła, co spotkało się z cichym chichotem Alexa.
— Rany, co za burdel…
— Sam go zrobiłeś — zauważył Alex.
— Odezwał się…
Harry wrócił po chwili z rozanieloną miną, gdy tabletka zaczęła działać i dopiero dostrzegł swoich przyjaciół stojących w wejściu. Syriusz uśmiechnął się do niego szeroko.
— Brian stwierdził, że każdego poniedziałkowego poranka rozgrywa się tutaj komedia i polecał ją obejrzeć.
Harry machnął na nich ręką, widząc rozbawione twarze i ruszył do Jaya, który nawet nie drgnął.
— JONSON! WSTAWAJ, PEDALE! — ryknął mu do ucha, a Ginny zachichotała.
— Spie*dalaj — wydusił słabo.
— Mark się ucieszy, że będziesz lizał błoto.
Jay zawył rozpaczliwie i zerwał się z ziemi. Alex w tym czasie doprowadził się do porządku, połykając tabletkę. Wcisnął jedną ze swojego zapasu Jayowi.
— Nie ogarniacie się? — zachichotała Hermiona.
— Nie ma sensu. Mark wypruje z nas flaki na treningu, więc ogarniemy się po nim — odpowiedział Harry i popędził na śniadanie razem z Jayem i Alexem.
— Gdzie macie trening?! — krzyknął za nimi Ron.
— Na błoniach!
— Matka mnie zobaczy! — Jay stanął jak wmurowany. — A pieprzyć to — dodał po chwili i pognał dalej, co spotkało się ze śmiechami.
Przyjaciele Harry’ego wymienili między sobą spojrzenia, wzruszyli ramionami i ruszyli na błonia, stwierdzając, że i tak nie mają nic do roboty. Po kilku minutach dostrzegli, że Mark idzie w ich stronę, a po chwili jak burza wybiegli za nim Harry, Jay i Alex.
— Myślałem, że się spóźnicie — zasmucił się.
— Nie przerażaj — wzdrygnął się Jay.
— Lecicie dwadzieścia kółeczek.
— Rany, ocipiałeś, człowieku — stęknął Alex i ruszył wraz z Jayem i Harrym do biegu.
— I bez teleportacji jak ostatnio! — krzyknął za nimi, a oni jęknęli.
— Co to znaczy, że będą lizać błoto? — zaciekawiła się Ginny, kiedy chłopcy się oddalili.
— Jak się spóźnią, w ramach kary daję im taki wycisk, że na końcu nie mają siły i języki ciągną niemal po ziemi — zaśmiał się. — Raz im się zdarzyło. Od tego czasu wystrzegają się tego jak ognia. Zawsze liczę na to w poniedziałki po niedzielnych imprezach, ale niestety jakoś im się udaje.
Wszyscy roześmiali się. Usłyszeli śmiechy i po chwili wbiegli wyjący Harry i Alex.
— A wam co?! — krzyknął do nich Mark.
— Jay wbiegł w błoto, poślizgnął się i teraz się zbiera — zaśmiał się Alex.
— Co za ciota — nie dowierzał Mark.
— Nie ciota! — ryknął nagle Jay, wybiegając zza muru. — Ci dwaj debile wyczarowali błoto i mnie do niego wepchnęli!
— Nieprawda! — krzyknął Harry.
— I tak wam nie wierzę!
Gdy stanęli po dwudziestu kółkach przed Markiem, przyjaciele Harry’ego byli w szoku. Byli zmęczeni, jakby przebiegli najwyżej pięć kółek. Jay wyczyścił się z błota, rzucając morderczymi spojrzeniami w dwójkę przyjaciół.
— Do basenu — zarządził nauczyciel, a oni z ulgą rzucili się do wody. — Osiem!
Chłopcy zaczęli płynąć od brzegu do brzegu, a Mark stał nad nimi, wrzeszcząc:
— Szybciej, matoły! Ruszać dupska! Szybciej wszystko zrobicie to szybciej skończycie trening!
— Ale dyktator — zauważył Remus, a Mark wyszczerzył się do nich.
Chłopcy wreszcie się wynurzyli, ale trener wydał im kolejne polecenie. Gdy wreszcie skończyli, Mark stwierdził, że wyrobili się przed czasem. Byli zziajani, ale nie narzekali. Przenieśli się do swoich pokoi, żeby doprowadzić się do porządku, a później Harry wrócił do wygrzewających się na słońcu przyjaciół.
— Teraz się nie dziwię, skąd te mięśnie — stwierdził Ron, siedząc nad stawkiem. — Po takiej rzezi…
Harry zaśmiał się.
— Z czasem można się przyzwyczaić.
Od czasu przyjazdu wszystkich do zamku Feniksów nie miał właściwie czasu pogadać z nimi o tym, co się działo w trakcie jego nieobecności, dlatego teraz uzyskał takie informacje. Nie pobył z nimi długo, bo wybiła godzina lekcji eliksirów. Dzisiaj miał dodatkową motywację: okazało się, że eliksir, który robił miesiąc wcześniej był udany i mogą go wykorzystać przy tworzeniu mikstury, który mógł wyleczyć człowieka z wilkołactwa. Według Briana był to eliksir tworzony jedynie przez Czarne Feniksy, ponieważ wiązał się z ich mocami, dlatego nie cieszył się popularnością. Dodatkowo był bardzo skomplikowany i trudny do zrobienia, więc mało kto kwapił się do jego sporządzania. Po dwóch godzinach męczarni i niespotykanego u niego skupienia Brian zajrzał do jego kociołka. Sprawdził, czy wszystko jest w porządku i dopiero wtedy spojrzał na swojego ucznia ze szczerym zdumieniem:
— Udało ci się.
— Żartujesz?
— Nie, mówię całkowicie serio. Wszystko jest w porządku.
— Mogę go wziąć? — zapytał.
Brian spojrzał na niego.
— Znasz kogoś…?
— Remus.
Brian uśmiechnął się lekko i skinął głową. Razem przenieśli się do klasy teleportacji. Po sukcesie na eliksirach passa Harry’ego nadal trwała i bez problemu przeniósł się kilka razy błyskawicznie i jednocześnie bez trzasku. Brian odesłał go do chlewa, widząc, że czeka na to jak na gwiazdkę z nieba. Chłopak pognał do pokoju wspólnego z nadzieją, że Lunatyk miał dosyć rozwydrzonego kuzyna Jaya i spędza czas u nich. Otworzył drzwi z hukiem. Nie zawiódł się. Jay tłumaczył Ginny i Hermionie, co znaczą rysunki, które rysowali po pijaku, Alex grał z Ronem w wyścigi, a Syriusz i Remus rozmawiali o czymś, spoglądając w telewizor.
— Niemożliwe. Jesteś po eliksirach i nie rzuciłeś na wstępie tekstem, że ich nienawidzisz — powiedział Jay, zerkając na niego.
— Lunio dzisiaj je chyba pokocha.
Remus spojrzał na chłopaka z uniesioną brwią, a ten szybko do niego podszedł i podał mu fiolkę z eliksirem.
— Wypij.
— Trutka?
— Raczej odtrutka. Eliksir na twój futerkowy problem.
— Zrobiłeś?! — zdumieli się zgodnie Jay i Alex, gdy Remus spojrzał na Harry’ego z rozszerzonymi oczami.
— Miałem dodatkową motywację — wyszczerzył się Harry.
— Przecież nie ma takiego eliksiru… — wydusił Lunatyk.
— Jest, ale znany tylko wśród Feniksów, bo potrzebne są do tego ich moce. No pij — niecierpliwił się.
— Żartujesz — nadal nie dowierzał.
Harry spojrzał znacząco na Jaya, a później Alexa.
— Serio, można taki zrobić — podniecił się Alex, nie zwracając uwagi na to, że jego samochód uderzył w mur. Ron też zignorował to, co się działo na ekranie. — Rzadko kiedy się udaje, bo jest cholernie skomplikowany, ale Brian nie puściłby go z niepoprawnie wykonanym eliksirem.
— Sprawdził go wszystkimi sposobami — dodał podekscytowany Harry. — Sam był w szoku, ale potwierdził, że wszystko jest okay. Chyba że naprawdę myślisz, że cię podtruwam.
Lunatyk pokręcił głową i już bez pytań wlał do gardła zawartość fiolki. Po chwili z jego ciała wyleciał duch wilka i rozpłynął się w powietrzu. Jay i Alex zawyli radośnie.
— Już — zaśmiał się Harry, widząc niepewną minę Remusa.
— Po kolacji robimy balangę! — Jay natychmiast znalazł pretekst do zabawy.
Syriusz patrzył to na Remusa, to na Harry’ego z oszołomieniem. Przez tyle lat Lunatyk musiał przechodzić istne męki związane z wilkołactwem, a teraz pozbyli się tego problemu. Mężczyzna wyglądał, jakby nadal w to wszystko nie wierzył i nie było się czemu dziwić.
Tak jak zapowiedziano, po kolacji Alex, Jay i Harry zdobyli prowiant i zaczęła się szalona impreza Remus wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na ziemi, gdy dotarło do niego, co się stało. Brian nie zdziwił się, gdy wszedł do ich pokoju wspólnego i dostrzegł, że znowu szaleją. Wystarczyła mina Jaya na kolacji, żeby domyślił się, że znowu coś zaplanowali.
Rano wyjątkowo chłopcy nie musieli się spieszyć, ponieważ Ginny i Hermiona wypiły zaledwie kilka piw kremowych, więc nie były zalane w trupa i obudziły ich wcześniej. Zeszli na śniadanie jak cywilizowane osoby. W trakcie czasu wolnego zostali jednak brutalnie sprowadzeni na ziemię.
— WSZYSCY W ZAMKU MAJĄ NATYCHMIAST UDAĆ SIĘ DO WIELKIEJ SALI! BEZ WYJĄTKÓW!
Harry, Jay i Alex wymienili szybkie spojrzenia.
— Coś się dzieje — rzucił Alex, zrywając się wraz z pozostałą dwójką do pionu.
— Szybko — powiedział Harry do przyjaciół i zaczął ich poganiać do wyjścia.
Gdy gnali w stronę Wielkiej Sali, mury zamku zatrzęsły się.
— Ktoś atakuje — zauważył Jay.
Wpadli do Wielkiej Sali, do której zaczęli napływać inni członkowie Czarnych Feniksów, deportując się wprost do pomieszczenia. Harry wiedział, że wprost do zamku mogą aportować się tylko Feniksy, a on, jako uczeń, mógł to robić na terenie zamku, gdy już się tutaj znajdował.
— Atakuje nas Niebieska Moc! — rzucił jakiś podstarzały facet. — Przygotować się do walki!
Brian podbiegł do uczniów i ich rodzin.
— Zostajecie tutaj — rzucił do rodzin. — Wy też — dodał do uczniów.
— CO?! — ryknął Jay.
— Taką podjęto decyzję — powiedział niepewnie, dostrzegając po ich oczach, że podniósł im ciśnienie.
— Za tydzień kończymy szkolenie! — warknął Harry, a jego oczy zabłysły intensywną zielenią.
Brian mimowolnie cofnął się o krok.
— Tylko bez wybuchów magii — zdenerwował się.
Rodziny chłopaków wbiły w nich przerażone spojrzenia, gdy dostrzegły ich rażące oczy. Wszystkie przedmioty w Wielkiej Sali zaczęły drżeć, a Brian przeklinał raz za razem. Wszyscy ucichli, patrząc w ich stronę.
— Mówiłem, że się wkurzą! — krzyknął Martin do kogoś. — Teraz sobie radźcie z trzema wybuchami magii w jednym momencie!
— Dobra, idziecie z nami!
Chłopcy natychmiast ochłonęli. Jay uśmiechnął się szeroko.
— Super — podsumował. — Wystarczy się trochę zdenerwować i jaka siła perswazji.
Brian nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Zamek ponownie zadrżał, gdy wrogowie zaczęli przełamywać zaklęcia.
— RZUCAMY ZAKLĘCIA I WYCHODZIMY!
Gdy wszystkie Feniksy niemal jednocześnie rzuciły zaklęcia uaktywniające moce, efekt był niesamowity. Po pomieszczeniu unosiły się białe gwiazdki, a oczy Feniksów rozbłyskały jasnym światłem. Syriusz dostrzegł, że bardzo dużo osób zerknęło z zaskoczeniem na Harry’ego, którego tęczówki świeciły mocniej od innych. Później wszyscy wyszli, zostawiając rodziny w bezpiecznej Wielkiej Sali. Kuzyn Jaya zdążył po raz kolejny wybuchnąć płaczem.
Feniksy ruszyły do ataku, gdy tylko wydostały się na błonia i przedarły się przez w większości zniszczone już zaklęcia ochronne. Pojawiły się pierwsze tarcze i promienie klątw. Harry w ostatniej chwili dostrzegł zmierzającą w jego stronę czarną łunę, więc prędko wypowiedział:
Ferus!
Tarcza wchłonęła zabójczy promień i nim przeciwnik rzucił kolejne zaklęcie, Harry odpowiedział na atak:
Kortem!
Liny oplotły mężczyznę i nim ktokolwiek zdążył zareagować, chłopak wysłał go w stronę drzewa, w które uderzył z całą siłą. Harry nie miał wątpliwości, że mężczyzna stracił przytomność, dlatego pognał do kolejnego Niebieskiego. Nim się zorientował, został okrążony przez cztery postacie, które celowały w niego różdżkami. Instynktownie padł na ziemię, kiedy tylko otworzyli usta.
Iromteus!
Z każdej różdżki wydobył się czarny promień. Spotkały się w jednym punkcie tuż nad Harrym i pognały z powrotem do swoich właścicieli. Trzech z nich poległo, gdy nie zdążyli zareagować. Pozostały mężczyzna natychmiast cisnął w niego kolejnym zaklęciem, tracąc jednak pewność siebie, gdyż nie odważył się rzucić klątwy zabijającej. Harry przeturlał się i podniósł, stawiając mu czoła. Pokonał go swoją ulubioną wiązanką zaklęć: Barada – utrata wzroku, Peteneo – przyczepia do najbliższego ciała stałego i Deremon – utrata przytomności. Na jego miejscu stanął kolejny przeciwnik. Harry rzucił zaklęcie tnące, natomiast Niebieski  uśmiercające. Okazało się, że Feniks dokonał lepszego wyboru, gdyż promienie zderzyły się i wróciły do swoich właścicieli. Urok drasnął Harry’ego w rękę. Dostrzegł, że przez ubranie przecieka krew, jednak zupełnie to zignorował. Jego przeciwnik nie miał tyle szczęścia i padł martwy na trawę. Walka robiła się coraz bardziej zacięta, a Niebiescy zaczęli przedostawać się coraz bliżej wejścia zamku.
Niespodziewanie rozległ się potężny wybuch. Plac zasłoniła chmura dymu tak gęstego, że nic nie było widać. Gdy wreszcie opadła, Harry z przerażeniem dostrzegł wielką przepaść, na której krańcu wisiał Jay. Chłopak ledwo zdołał zaczepić się dłońmi o wystający konar drzewa, jednak nie był w stanie samodzielnie się wydostać. Harry bez przemyślenia rzucił się w jego stronę. Zdołał podciągnąć go wyżej, do ramion, gdy uścisk Harry’ego się poluzował. Jay dostrzegł, że chłopak oberwał zaklęciem w ramię, jednak resztkami energii jeszcze trzymał go za nadgarstek. Przeciwnik stał tuż za nim.
— Puść go albo spadniecie obaj — uśmiechnął się z satysfakcją.
— Pieprz się — warknął Harry i poczuł, że jakieś zaklęcie tnie mu plecy.
— Puść mnie — powiedział Jay, próbując wydostać się w uścisku przyjaciela.
— Nie.
— Puść.
— Zamknij się! — wkurzył się.
Szarpnął się, by rzucić magią bezróżdżkową zaklęciem w przeciwnika, który się tego nie spodziewał. Jednocześnie Jay wyślizgnął się z jego uścisku, jednak nie minęła sekunda, a Harry już rzucił mu wyczarowaną linę. Nie miał pojęcia, jakim cudem równocześnie utrzymywał Jaya, a drugą ręką rzucał zaklęciami w przeciwnika. Co chwilę czuł szarpnięcia, gdy przyjaciel starał się wspiąć. W pewnym momencie poczuł, że bark mu wysiada, a chwilę później wiedział, że go sobie zwichnął. Na moment go zaćmiło. Ból był ogromny, ale wiedział, że nie może się poddać. Cisnął zaklęciem wybuchającym pod nogi przeciwnika, na moment się go pozbywając. Odwrócił się do Jaya i wciągnął go na twardy grunt.
— Tył! — krzyknął chłopak.
Harry odwrócił się i bez przemyślenia cisnął w Niebieskiego Zaklęciem Nożownika. Nóż długości jego przedramienia wbił się w klatkę piersiową mężczyzny. Przebił go na wylot. Harry przez chwilę patrzył na to w szoku, ale szybko się ocknął, gdy Jay klepnął go w plecy, dziękując.
Bitwa toczyła się nadal. Harry miał ograniczoną możliwość wykonywania gwałtownych ruchów, gdyż bark co chwilę dawał o sobie znać. Miał wrażenie, że umrze z bólu, gdy wraz z Alexem stracili różdżki i doszło do tego, że musieli używać pięści. Każdy zamach łączył się z prądem bólu. Alex spojrzał na przyjaciela, gdy udało im się znokautować przeciwników, a ten siedział przez moment na ziemi, opanowując zawroty głowy. Rzucił spojrzenie na jego spuchnięty bark, domyślając się, co czuje.
Członkowie Niebieskiej Mocy w końcu zrozumieli, że nie mają szans na przejęcie zamku, więc uciekli. Feniksy odetchnęły. Brian wiedział, że w pierwszej kolejności powinien zainteresować się uczniami, dlatego zaczął ich nawoływać. Rzucił spojrzeniem na poturbowanego Alexa, zakrwawionego Jaya i bladego Harry’ego, który ledwo trzymał się na nogach. Jay zapewniał, że jest w porządku, a Harry i Alex potakiwali. Nie tylko oni byli w takim stanie, więc Brian pokiwał głową i odesłał ich do zamku razem z innymi rannymi. Ważne, że nie byli martwi. Gdy tylko weszli we trójkę do Wielkiej Sali zaraz za innymi poszkodowanymi, matka dorwała Jaya z przerażeniem na twarzy.
— Mamo, robisz mi siarę — jęknął.
Alex obmacał twarz, krzywiąc się i sycząc. Całą twarz miał w siniakach i rozcięciach, ale wiedział, że kilka eliksirów wyeliminuje ten problem. Harry z kolei wyglądał, jakby zaraz miał wyzionąć ducha, a nadwyrężony staw puchł i siniał coraz bardziej. Martin podszedł do niego od tyłu i bez ostrzeżenia nastawił mu bark. Oczy chłopaka rozszerzyły się bardziej z zaskoczenia niż bólu. Jay skrzywił się, jakby jego samego zabolało. Ginny pisnęła.
— Au — powiedział słabo Harry, walcząc z bólem, który teraz niemal powalał go na kolana.
— Wychodzę z założenia, że lepiej zrobić to bez ostrzeżenia — oznajmił Martin z lekkim rozbawieniem na taką reakcję. Wzrok nauczyciela zatrzymał się na jego plecach. Z twarzy zeszło rozbawienie, a pojawiło się przerażenie. — Brian!
— O co ci…? — zaczął zdziwiony Alex.
— BRIAN! — ryknął Martin jeszcze donośniej.
Mężczyzna pojawił się w mgnieniu oka.
— Co? — zirytował się. — Nastawiłeś?
— Nastawiłem, ale nie o to chodzi.
Chwycił Harry’ego za łokieć i obrócił go w stronę mężczyzny, słysząc oburzenie chłopaka. Brian zbladł, szybko do niego podszedł i podniósł mu bluzkę.
— Co tam mam? — zirytował się wreszcie Harry.
— Naznaczyli cię.
— Co?
— Wyryli ci na plecach inicjały ich stowarzyszenia — powiedział Brian, ale minę miał niezbyt tęgą.
— No i co z tego? Dasz mi jakąś śmierdzącą maść i zejdzie — wywrócił oczami.
— Nie o to chodzi — odparł zrezygnowany. — Naznaczyli cię, czyli będą cię ścigać, dopóki cię nie dopadną.
— Żartujesz — wymamrotał.
— Chciałbym. Wlazłeś za skórę komuś z wyższej rangi, więc będą się mścili.
— Jeśli dobrze kojarzę, facet, który to zrobił, wącha kwiatki od spodu.
— To nic — skrzywił się Brian. — Mają jakiś wewnętrzny alarm, który przekazuje im informacje, kto został naznaczony.
Harry westchnął cierpiętniczo.
— Jest jakaś szansa, że się odczepią?
— Musiałbyś nagle wykazać ich moce, co jest raczej niemożliwe, skoro masz moce Feniksów. Ewentualnie Władca Natury, a wiesz, że to się zdarza zwykle po śmierci poprzednika i niekoniecznie wybór może paść na ciebie, bo jest jeszcze sporo innych stowarzyszeń, które też biorą udział w tym dziwnym… losowaniu na Władcę.
Harry wzniósł ręce ku niebu, ale szybko opuścił bark, który był opuchnięty.
— Niech tylko ktoś mi powie, że za każdym razem sam pakuję się w taką kabałę to ukręcę łeb przy samej dupie.
Rozległy się śmiechy.
— Musimy ogarnąć zamek, a będzie z tym trochę roboty — rzekł wreszcie Brian z westchnięciem. — Odpuścimy sobie dzisiaj obronę, bo właściwie przekazałem ci wszystko, co musiałem. Przyjdź tylko na czary i pomieszamy je z animagią.
Harry kiwnął głową. Nie wyglądał na pełnego entuzjazmu, ale nie było się czemu dziwić, skoro teraz miał na głowie nie tylko Voldemorta i śmierciożerców, ale też Niebieską Moc. Alex zerwał się z ławki.
— Też chcę wolne! — rzucił do Martina.
Martin spojrzał na niego jak na kretyna.
— Nie — powiedział dobitnie, a Harry zaczął się śmiać.
— Dowal mu dodatkowe zajęcia!
— Chcesz w ryj? — jęknął Alex w stronę przyjaciela. — Tak poza tym — zmarszczył brwi — animagii nie ogarniasz, że chce ci mieszać zajęcia?
— No chyba żartujesz — rzekł Syriusz, również nie dowierzając.
Harry uśmiechnął się lekko, a Brian roześmiał się. Klepnął Alexa i Łapę w plecy i rzekł z westchnięciem:
— Gdybyście wiedzieli, jak bardzo ją ogarnia, to byście mieli szczęki na ziemi.
Nic nie tłumacząc, poszedł do innych Feniksów, wołając za sobą swojego podopiecznego.
— O czym on mówi? — zapytał Jay z zaciekawieniem.
— Zobaczycie, jak ogarnę — odpowiedział Harry ze śmiechem, idąc za opiekunem.
— Nie nadążam — usłyszał głos Łapy, ale Harry nie zdradził nic więcej, kierując się w stronę kogoś, kto miał mu pomóc dojść do ładu z barkiem.

1 komentarz:

  1. Hej,
    walka, Harry zawsze się w coś wpakuje, został teraz przez wrogów naznaczone, och bëda zaskoczeni jak zobaczą go w formie animagicznej…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń