czwartek, 23 kwietnia 2015

I. Rozdział 15 - Niespodziewana pomoc

            Wszyscy obserwowali to, co się działo z czystym przerażeniem. Gdy Harry zemdlał, Voldemort nie wyglądał na zdziwionego. Podszedł do stojących niedaleko śmierciożerców, nie zwracając uwagi na nieprzytomnego chłopaka i ich spojrzenia. Na przód wyszła Bellatriks Lestragne i Lucjusz Malfoy, którzy skłonili się przed swoim panem. Riddle powiedział do nich kilka słów, a później zniknął między nagrobkami razem ze swoimi sługami. Zostali sami z nieprzytomnym chłopakiem, nie mogąc nic zrobić, żeby mu pomóc.
— Wymyślmy coś — jęknęła słabo Ginny. — Przecież oni go zabiją. Powiedzmy to, co chcą wiedzieć…
— To nic nie zmieni — odpowiedziała cicho Hermiona, wiercąc się w więzach i czując za plecami zimny nagrobek. — Voldemort tak czy inaczej chce go zabić.
Po chwili ciszy Syriusz zaklął głośno i zaczął się szarpać z nadzieją, że sznury trochę się poluzują, ale to nic nie dało. Zamarli, kiedy na plac wrócili Bellatriks i Lucjusz. Wiedzieli, co się zaraz stanie, gdy Harry zaczął się przebudzać.

Powrót do rzeczywistości był czymś najgorszym, co mogło mu się przytrafić. Ból ponownie rozszedł się po jego ciele, jakby na nowo był torturowany. Gdy otworzył oczy, stwierdził, że nic się nie zmieniło w trakcie jego nieprzytomności. Leżał w miejscu, gdzie stracił kontakt z rzeczywistością, a kilka metrów przed sobą dostrzegł Bellatriks i Lucjusza. Podświadomie wiedział, co go czeka. Niemal zawył rozpaczliwie, ale nic nie mógł zrobić. Kobieta zorientowała się, że odzyskał przytomność, więc na jej twarzy wykwitł uśmiech chorej radości. Bez zbędnych słów rzuciła na niego zaklęcie, ponownie rozpoczynając tortury. Nie zdążył dojść do siebie po tym, co zrobił mu Voldemort, więc szybko stracił siły po jej klątwie. Nie był w stanie nic zrobić, więc opadł bezwładnie na ziemię, modląc się w myślach o ratunek. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że Malfoy stoi przy jego przyjaciołach, a konkretniej naprzeciwko Ginny.
— Mała zdrajczyni krwi — powiedział chłodnym głosem, wbijając różdżkę w jej podbródek. — Jaka szkoda, że nie mogę cię zabić.
Patrzyła na niego twardo, chociaż miała ochotę wybuchnąć płaczem, widząc wyczerpanego Harry’ego. Jej towarzysze mieli rację: zdradzenie im informacji o Zakonie nie miało większego sensu. Musiała być nieugięta, tak jak jej chłopak. Zdrętwiała, gdy zaklęcie nie uderzyło w nią, lecz w Harry’ego. Wbiła w niego przerażone spojrzenie. Nie spostrzegła szyderczego uśmiechu Bellatriks. Hermiona krzyknęła, gdy niespodziewanie jej przyjaciółka została porażona zaklęciem torturującym. Rudowłosa wrzasnęła z bólu i zaskoczenia. Niekontrolowanie podkurczyła nogi, aż zawisła w więzach. Harry nie był w stanie nawet nic powiedzieć, bo sam znajdował się pod wpływem zaklęcia. Przerwano równocześnie.
— Czyż to nie piękny widok, gdy para zakochanych wspólnie cierpi? — zaszydziła Bellatriks.
— Głupia szmata — warknął na nią Łapa, więc kobieta spojrzała na niego ze złością.
W ramach kary cisnęła zaklęciem w Harry’ego. Syriusz niemal zawył z psychicznego bólu, gdy dotarło do niego, że tym razem chrześniak oberwał przez niego.
— Chcesz jeszcze coś powiedzieć? — zapytała kobieta z fałszywym uśmiechem. Zacisnął zęby, milcząc, więc ponownie wycelowała w chłopaka. — Chcesz? — warknęła.
— Nie — odpowiedział wreszcie z trudem.
— Cóż za posłuszeństwo — zaszydził Lucjusz i przeniósł wzrok na Hermionę. — I nasza szlama — mruknął ze zmrużonymi oczami. — Za samo to, że nią jesteś… Crucio.
Tym razem zaklęcie ugodziło wprost serce Hermiony, która wrzasnęła przeraźliwie, jakby obdzierano ją ze skóry.
— Zostaw ją! — warknął Ron, a klątwa rzeczywiście została anulowana.
Lucjusz spojrzał na niego z pogardą.
— Proszę bardzo — oznajmił i cisnął urokiem w chłopaka, co doprowadziło Hermionę do łez.
Mężczyzna przez chwilę kroczył od jednej do drugiej osoby, zanim rzekł:
— Może ktoś z was zdążył już zmądrzeć, by powiedzieć Czarnemu Panu to, co chce wiedzieć. — Wszyscy milczeli, co było jednoznaczną odpowiedzią. Śmierciożerca stanął naprzeciwko Freda i George’a. — Może wy?
— Może lepiej zetnij włosy, zanim dostaniesz wszy — odparł bezczelnie George.
Malfoy wbił w niego lekko zaskoczone spojrzenie na taką odpowiedź.
— Proszę, proszę, jaki pyskaty — zaświergotała Bellatriks.
— Ciebie też to się tyczy — dorzucił Fred.
— Myślę, że wasza matka bardzo się załamie, gdy zginie jej czterech rudzielców — warknęła.
Na te słowa Lucjusz drgnął. Zanim ktokolwiek zorientował się, co mu mogło przejść przez myśl, podszedł szybkim krokiem do Harry’ego, który zdążył odzyskać trochę sił.
— Przez ciebie, gówniarzu, nie żyje mój syn — warknął do chłopaka, zaskakując tym nie tylko Harry’ego.
— Nie żyje przez własną głupotę — odpowiedział brunet, wiedząc jednak, że to na nic się zda.
— Oczywiście, że przez ciebie! — wpadł w furię, a Harry miał wrażenie, że ma przed sobą chorego psychicznie człowieka. — Gdybyś się nie odsunął przed moim zaklęciem, Draco nie zostałby trafiony!
— Więc sam go zabiłeś — podsumował, a w następnej chwili poczuł na sobie tak silne zaklęcie torturujące, że mogło się ono równać z torturami Voldemorta.
Przez moment miał wrażenie, że stanął na granicy szaleństwa, gdy jego ciało niekontrolowanie wiło się na ziemi, jakby chciało uciec od bólu, głowa pękała, a gardło niemal zdarło się od krzyku, którego nie potrafił powstrzymać.
— Zostaw go dla Czarnego Pana! — wrzasnęła w końcu Bellatriks. — Ma być świadomy!
Zaklęcie ustąpiło, choć dopiero po dłuższej chwili. Harry przez chwilę miał problem ze złapaniem oddechu, a gdy wreszcie mu się to udało, był on drżący i słaby. Nic do niego nie docierało: ani płacz Ginny, ani wrzaski wściekłości Lucjusza, ani Bellatriks, która krzyczała na swojego kompana, że to Czarny Pan ma go zabić. Mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego, ale nie miał innego wyjścia. Nie mógł sprzeciwić się Voldemortowi.
Harry wiedział, że niedługo umrze. Miał świadomość, że wpadli w pułapkę i tylko cud sprawi, że uda im się z tego wyplątać. Nie miał siły na żaden szybszy ruch, więc nawet gdyby postanowił zaryzykować i zrobić cokolwiek, żeby stąd uciec, to nie zdążyłby się podnieść, a już zostałby powalony na ziemię. Był zbyt słaby. Wiedział od dłuższego czasu, że będzie musiał stanąć oko w oko z Voldemortem i że prawdopodobnie zginie, ale nie spodziewał się, że dojdzie do tego tak szybko. Miał najpierw zniszczyć horkruksy, żeby zwiększyć szanse jego przyjaciół na wyeliminowanie Riddle’a. Poza tym pragnął chociaż spróbować powalczyć o swoje życie, a teraz jego nadzieje zostały kompletnie zniszczone. Nie miał różdżki, nie mógł nawet stanąć pewnie na nogach, a co dopiero walczyć z Voldemortem. Teraz dodatkowo wiedział, że czarnoksiężnik nie odda mu różdżki, żeby przed śmiercią go upokorzyć, tak jak chciał to zrobić na cmentarzu kilka lat temu. Wtedy wydarzyły się zbyt niesamowite rzeczy, więc teraz mogło się to powtórzyć, a Riddle zapewne nie chciał ryzykować. Gdy zaklęcie Bellatriks uderzyło go kolejny raz, nawet nadzieje o cudzie zostały zmiażdżone.
Z oddali dotarł do niego głos Glizdogona, na widok którego Syriusz warknął wściekle, jakby był w postaci wilczura.
— Macie wszystkich rozwiązać, żeby pożegnali się z Potterem i przyjść do Czarnego Pana — oznajmił piskliwym głosem.
— Już idziemy, Glizdogonie — odpowiedziała Bellatriks. — Nadeszła era Czarnego Pana — dodała i wybuchnęła chorym śmiechem, rozwiązując liny, które oplatały przyjaciół.
Wyszła razem z Lucjuszem i Peterem, nie odwracając się za siebie. Wszyscy natychmiast zerwali się do biegu, żeby sprawdzić, co z Harrym. Chłopak wyglądał na kompletnie wyczerpanego, a każdy ruch spotykał się z grymasem bólu na jego twarzy.
— Musimy coś wymyślić — powiedziała słabo Ginny.
Harry nagle drgnął, gdy coś sobie uświadomił. Nie mogli się deportować przez zaklęcia, ale istniały stworzenia, które potrafiły przełamać takie bariery. Stłumił cichy jęk bólu, gdy jak najszybciej podniósł się do siadu. Wszyscy obserwowali go z przerażeniem, a on cały drżał, ciężko oddychając.
— Stworek. Zgredek — szepnął.
Rozległ się podwójny trzask towarzyszący teleportacji, a przed nim pojawiły się dwa skrzaty domowe.
— Harry Potter sir! — pisnął Zgredek na powitanie, a Stworek ukłonił się z niechęcią.
— Zabierzcie nas na Grimmauld Place dwanaście — powiedział cicho Harry.
— Jasne, przecież mogą przebić bariery — szepnęła Hermiona z zaskoczeniem.
— Oczywiście, Harry Potter sir — pospieszył z odpowiedzią Zgredek, widząc niezbyt dobry stan chłopaka.
Wszyscy prędko chwycili dwa skrzaty, gdy usłyszeli coraz bliższe głosy dochodzące z miejsca, w którym zniknął Voldemort ze śmierciożercami. Później Harry poczuł znajome przepychanie przez rurę.
Wracali do domu.

3 komentarze:

  1. Cudownie widzieć nowy rozdział :) Postarałaś się, jak zwykle i wyszło wspaniale. Wielkie brawa dla Ciebie i kochanych Bet ;P

    Swoją drogą, czytałam kiedyś starą wersję tego opowiadania i muszę Ci powiedzieć (bez urazy, oczywiście), że w porównaniu z tą odsłoną to... Ugh, normalnie niebo, a ziemia!

    Gratuluję i dziękuję za ciężką pracę,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie :* Pomomo tego, że nie przepadam za tą sceną, podobało mi się ;) Tak jak wspomniała moja przedmówczyni, niebo a ziemia między tymi opowiadaniami. Tamto nie było tragiczne, ale teraz jest o wiele lepiej ;)
    Pozdrawiam
    Tośka z podniebne-marzenie.blogspot.com :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    oj chyba Voldemort nie będzie zbytnio zachwycony z tego, ze Potter mu jednak zwiał, czyli w zasadzie to Lucjusz zabił syna, bo to z jego różdżki klątwa go dosięgnęła...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń