poniedziałek, 20 kwietnia 2015

I. Rozdział 14 - Spełniony koszmar

            Harry i Ron z podekscytowaniem przyjęli to, że nadszedł początek marca, a wraz z nim mecz quidditcha, na który pan Weasley dostał bilety. Gdy Syriusz dowiedział się, że ma jechać razem z nimi, starał się nad sobą panować, ale w końcu wyszczerzył się jak idiota i cieszył jak dziecko, dołączając do chrześniaka i jego przyjaciela, co wszyscy przyjęli z rozbawieniem. Dodatkowo mieli się z nimi zabrać Ginny, Hermiona, bliźniacy, Remus oraz Tonks. Pan Weasley zorganizował im świstoklik, który miał ich zabrać na miejsce.
Nadszedł dzień meczu. Ron niemal od świtu biegał po całym domu, żeby niczego nie zapomnieć. Spakowali namiot, kilka ubrań i przedmioty, które powinien posiadać kibic. Świstoklik miał się uaktywnić równo o 9.17, dlatego spokojnie zjedli śniadanie i czekali ostatni kwadrans, dyskutując o szansach na wygraną dwóch drużyn.
Po wyznaniu miłości Rona do Hermiony początkowo między nimi panowało napięcie, lecz z czasem wszystko się unormowało. Hermiona uznała słowa Rona za gadanie pijaka, a Ron nie odważył się wyznać jej swoich uczuć na trzeźwo. Harry i Ginny czuli frustrację, widząc, jak na siebie zerkają i nic nie robią w związku z tym. Momentami mieli ochotę chwycić ich za ramiona i mocno potrząsnąć, wrzeszcząc, żeby się wreszcie obudzili. Harry powiedział Ginny o swoich planach dotyczących domu w Dolinie Godryka i dziewczyna poparła jego decyzję. Planował się tym zająć po meczu, chociaż wiedział, że obowiązki przywódcy Zakonu Feniksa zabiorą mu trochę czasu.
Minutę przed uaktywnieniem świstoklika w postaci poduszki wszyscy byli gotowi do odlotu. Syriusz spojrzał na śmiejącego się Harry’ego i coś ścisnęło go za serce. Miał złe przeczucia. Spojrzał na poduszkę, ale nim zdążył pomyśleć o czymkolwiek, poczuł, że jego stopy odrywają się od podłoża. Z hukiem wylądowali w innym miejscu, a złe przeczucie nie minęło.
— C-co to jest? — wyjąkał Ron, widząc cmentarz, zamiast boiska.
Serce Harry’ego zaczęło bić jak szalone. Poczuł na plecach zimny pot i nie mógł wziąć oddechu. Przez moment jego umysł ogarnęła panika, gdy dostrzegł znajome miejsce. Nie mógł powstrzymać cichego jęku przerażenia. Syriusz spojrzał na niego i złe przeczucie nasiliło się, gdy go zobaczył.
— Wracajmy do domu — wydusił słabo chłopak.
— C-co…
— Tutaj odrodził się Voldemort — wydukał.
Ginny wydała z siebie zduszony okrzyk, a wszyscy spojrzeli na Harry’ego z czystym przerażeniem w oczach. Dostrzegł miejsce, gdzie upadło martwe ciało Cedrika. Widział płytę, do której był przywiązany. Próbowali się deportować, ale nie mogli. Blizna Harry’ego zapiekła żywym ogniem, aż na moment się zachwiał.
— Za późno — szepnął.
— Harry, znowu się spotykamy — rozległ się zimny głos Voldemorta.
Nie wiedział, kto pierwszy rzucił zaklęcie: ktoś z jego przyjaciół czy jakiś śmierciożerca, ale wybuchła bitwa, która jednak nie trwała zbyt długo. Byli na terytorium wroga i zostali zapędzeni w pułapkę. Walka nie mogła się udać. Różdżki jego oraz jego przyjaciół zostały im wyrwane z rąk, a następnie każdy z nich opleciony był linami. Stali bezbronni przed śmierciożercami. Mogli liczyć tylko na cud, że wyjdą z tego cało.
— Myślę, że musimy urządzić sobie małą pogawędkę — ciągnął spokojnie Voldemort w stronę chłopaka, który patrzył na niego z czystą nienawiścią. — Zapewne masz kilka informacji, które chciałbym usłyszeć.
Harry spojrzał na niego ze zmrużonymi oczami.
— Po co miałbym ci ich udzielić? Dobrze wiemy, co chcesz później zrobić.
Czarnoksiężnik uśmiechnął się szyderczo.
— Uważam, że możemy się nad tym zastanowić.
Harry prychnął.
— Nie licz na to, że w cokolwiek ci uwierzę.
— Myślę, że masz odpowiednią motywację — powiedział i wskazał różdżką na jego przyjaciół.
Harry zawahał się, co najwyraźniej zauważyli.
— Nic mu nie mów! — rzuciła szybko Tonks.
— Dora ma rację — dodał Syriusz, patrząc na chrześniaka twardo.
Harry zerknął na nich, a Voldemort uśmiechnął się ironicznie, jakby wszystko szło zgodnie z planem. Nim ktokolwiek zorientował się, co mężczyzna robi, zaklęcie torturujące uderzyło wprost w Harry’ego. Upadł na ziemię, czując, że każda kość płonie żywym ogniem. Usłyszał krzyk Ginny, choć dotarł do jego pękającej przez ból głowy jak przez grubą szybę. Gdy zaklęcie zostało przerwane, nie miał sił, żeby chociaż podnieść się na kolana. Voldemort uderzał różdżką w otwartą dłoń, patrząc na niego z satysfakcją.
— Kto jest przywódcą Zakonu? — zapytał zimno.
— Nie twój interes — szepnął, bo nie mógł zmusić swojego gardła do normalnego mówienia.
Zaklęcie uderzyło w niego po raz drugi. Ból przeszywał mu całe ciało, krew dudniła w uszach, a krzyk sam wydobywał się z jego ust.
— Nadal tak twierdzisz?
— Tak — warknął i nadszedł ból, którego tym razem się spodziewał.
— Boli, prawda? — powiedział cicho Riddle, zmniejszając trochę siłę zaklęcia, ale nadal go nie przerywając.
— Pieprz się — wydusił słabo, ledwo panując nad swoim głosem.
— Powiedz mi to, co chcę wiedzieć, Harry. Tak będzie dla ciebie lepiej.
— Sądzę, że lepiej będzie dla ciebie, jeśli się odpieprzysz — szepnął.
Tym razem zaklęcie miało olbrzymią moc, bo Voldemort kierował się złością. Harry odniósł wrażenie, że ktoś chce rozerwać jego głowę na małe kawałki. Pragnął umrzeć jak nigdy wcześniej, bo ból okazał się nie do wytrzymania. Niekontrolowanie drżał, wijąc się na ziemi, jakby chciał uniknąć tego, co czuł. Miał wrażenie, że zaraz straci przytomność, jednak zaklęcie zostało przerwane po raz kolejny.
— Chcesz, żebym przestał? — zapytał Voldemort z udawanym zainteresowaniem i wyraźną pogardą w oczach.
Nie odpowiedział. Chciał, aby przestał, jednak nie miał zamiaru dawać mu tej satysfakcji.
— Powiedz, Harry. Imperio.
Harry poczuł niesamowitą ulgę, gdy wszystkie troski, kłopoty i ból rozpłynęły się w powietrzu. Czuł się lekki i pusty. Jakiś głos natrętnie powtarzał mu, żeby potwierdził. Otworzył usta, ale natychmiast je zamknął. Nie miał zamiaru tego zrobić, bo wydawało mu się, że to wbrew temu, co chciał powiedzieć jeszcze przed chwilą. Walczył sam ze sobą.
— Nie… powiem… — warknął przez zaciśnięte zęby.
Wszystko niespodziewanie wróciło. Wziął drżący oddech, czując, że traci siły na cokolwiek.
— Nie? — syknął Riddle.
— Nie — odpowiedział cicho.
Crucio.
Niemal zawył z bólu, modląc się o spokój i chwilę ulgi do wszystkich bóstw, które znał. Chciał płakać jak dziecko, ale nie miał zamiaru dawać Voldemortowi i śmierciożercom powodów do szyderstwa. Gdzieś, jakby z daleka, usłyszał płacz i krzyk. Bezwładnie opadł na ziemię, gdy cały ból ustąpił. Przypomniał sobie swój koszmar i wiedział, że był to sen proroczy. Voldemort gdzieś odszedł, a on dopiero po chwili był w stanie zorientować się, co się dzieje. Każdy z jego przyjaciół znajdował się pierwszy raz oko w oko z czarnoksiężnikiem, więc patrzyli na niego z dystansem i strachem. Coś do nich mówił, ale Harry nie był w stanie usłyszeć jego słów, dopóki w uszach słyszał nieprzyjemny szum. Przeszło mu przez myśl coś, czego się nie spodziewał. Myślał, że Voldemort go torturował, żeby wydobyć z niego informacje. Mógł wykorzystać jego przyjaciół, żeby coś z niego wycisnąć, ale dopiero teraz przeszło mu przez myśl, że mogło być odwrotnie: być może Riddle torturował go, żeby wydobyć informacje od jego przyjaciół. Czarny Pan miał świadomość, że Harry łatwo się nie ugnie, ale nie wiedział, jak postąpią jego towarzysze. Być może widząc, jak Voldemort katuje chłopaka, powiedzą wszystko, co wiedzą. Przymknął powieki, mając nadzieję, że dzięki temu wyostrzy się jego słuch. Po chwili wszystko zaczęło do niego docierać.
 — …prościej? Po co upierać się przy swoim, skoro możecie tego uniknąć? Chcecie na to patrzeć?
Harry już wiedział, że jego rozumowanie było słuszne. Powoli podniósł się na kolana, nie słysząc żadnej odpowiedzi. Spojrzał na przyjaciół, którzy odwrócili głowy w jego stronę, gdy zobaczyli, że się poruszył. Pokręcił głową, dając znać, że nic nie mają mówić, chociaż czuł, jakby jego ciało rozrywane było bez litości przez lwy. Voldemort odwrócił się w jego stronę.
— Widzę, że odzyskujesz siły. Bardzo dobrze. Możemy kontynuować.
— Nie… — jęknęła słabo Ginny.
Harry wbił w nią twarde spojrzenie, gdy Voldemort ponownie przeniósł na nią wzrok.
— Chcesz coś powiedzieć? — zapytał, starając się wyglądać na miłego, by ją zmanipulować.
— Nie słuchaj go — warknął cicho Harry. — I tak zrobi to, co będzie chciał.
— Naucz się szacunku do Czarnego Pana, gówniarzu! — rozległ się rozwścieczony wrzask Bellatriks.
— Bellatriks — Riddle spojrzał na kobietę, która natychmiast zamilkła, lekko chyląc głowę w jego stronę w geście szacunku.
— Przepraszam, panie — rzekła potulnie.
Harry prychnął na nią, więc spojrzała na niego ze złością, jednak nie odważyła się nic powiedzieć. Widząc, że Ginny zaczęła się łamać, Voldemort postanowił pociągnąć za te sznurki, ponownie podchodząc do Harry’ego.
— Powiedz mi, kto jest przywódcą Zakonu, to się nad tobą zlituję.
— Jesteś żałosny, jeśli myślisz, że ci powiem — odpowiedział twardo.
Tortury zaczęły się na nowo, ale nie ugiął się i liczył na to, że Ginny zrobi to samo. Pomyślał o rodzicach Neville’a i przez moment obawiał się, że podzieli ich los. Sytuacja była niemal identyczna. Oni również byli torturowani, ponieważ chciano wydusić z nich informacje. Nic nie powiedzieli. On też nie miał takiego zamiaru. Gdyby Voldemort dowiedział się, że to on jest przywódcą Zakonu Feniksa, nic by to nie zmieniło. Prędzej czy później zabiłby go, a zaraz po tym jego przyjaciół. Przekazanie tych wiadomości nie miało większego sensu.
Nie miał pojęcia, ile to wszystko trwało, ale wreszcie stanął na granicy. Jego umysł rzucił się w głąb przepaści, na dnie której nic nie było.

2 komentarze:

  1. Witam,
    czyżby to była pułapka z tym meczem? Harry się nie łamie, oby i inni wytrzymali...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcześniej była mowa, że mecz ma się odbyć w kwietniu

    OdpowiedzUsuń