Śniadanie jak zwykle przebiegało w spokojnej atmosferze wśród
rozmów na bzdurne tematy. Pani Weasley krzątała się po kuchni, a jej mąż czytał
Proroka Codziennego, popijając kawę.
Zerknął na zegarek, aby zorientować się, ile pozostało mu jeszcze czasu do
wyjścia do pracy, gdy nagle sobie coś przypomniał:
— Chłopcy, za dwa dni w Ministerstwie odbędzie się egzamin z
teleportacji.
— O nie — jęknął Ron.
— Znowu nie zdasz — wymamrotała do niego złośliwie Ginny.
Chłopak spojrzał na nią z oburzeniem, ale wybuch sprzeczki
powstrzymała ich matka, która zwróciła się z pytaniem do swojego syna. Po
posiłku Hermiona natychmiast udała się do biblioteki Blacków, aby znaleźć
zaklęcie, o którym mówił Terry Bouch. Jako częsty gość hogwardziej biblioteki,
dziewczyna z łatwością poradziła sobie w o wiele mniejszej czytelni. Znalazła
księgi, które mogły zawierać odpowiednie informacje. Przyniosła je do pokoju
chłopaków, więc wspólnymi siłami zaczęli szukać zaklęcia.
Dobrą godzinę później Ginny oznajmiła, że znalazła rozdział o
kwarmianach, więc wszyscy zaczęli słuchać, co czyta.
— Bla, bla, bla… Istnieje
zaklęcie, którym można pokonać kwarmiany. Wystarczy skupić się na silnym, złym
wspomnieniu i wypowiedzieć formułkę Camentum. Poprawnie rzucone zaklęcie przybiera postać zwierzęcia, do którego
pasuje osoba rzucająca zaklęcie. Wielu ludziom kojarzy się ono z Zaklęciem
Patronusa, jednak w tym wypadku mgiełka ma odcień żółty, a nie biały. Rzucenie
zaklęcia nie jest trudne, jednak skutki są dość poważne. Pojawiają się bóle
mięśni, które mogą uniemożliwić dalsze funkcjonowanie. Zaklęcie jest bardzo
wyczerpujące, a na jego skutki nie pomaga nawet eliksir wzmacniający i
przeciwbólowy. Jedyną receptą jest sen. Koniec.
— Łatwo nie będzie, ale tego się spodziewałem — mruknął Harry.
Postanowił od razu wziąć się do pracy, żeby nie tracić cennego
czasu. Przeczytał jeszcze raz instrukcję rzucania tego zaklęcia. Z przywołaniem
złego wspomnienia nie miał żadnych problemów. W ostatnim czasie pojawiło się
ich aż za dużo. Wystarczyło sięgnąć pamięcią do kilku tygodni wstecz,
przypominając sobie śmierć dyrektora Hogwartu.
— Camentum.
Zaklęcie, tak jak pisano w książce, rzeczywiście nie było trudne
do rzucenia i już przy pierwszej próbie z jego różdżki wydostał się żółty lew,
jednak po chwili pod Harrym ugięły się nogi, gdy poczuł niewyobrażalne wyczerpanie.
Nie fatygując się z pójściem na łóżko, usiadł na ziemi.
— W porządku? — zapytała z niepokojem Ginny.
— Będzie ciężko — mruknął zmęczonym głosem.
— Wydaje mi się, że im więcej razy będziesz rzucał zaklęcie, tym
mniej będziesz to odczuwał, jeśli tylko rozłożysz to w czasie — stwierdziła
Hermiona.
— Nie mamy czasu.
— Wiem, ale nie pomożesz mu, gdy w ogóle tam nie dotrzesz —
zauważyła.
Harry dał sobie chwilę na odpoczynek, zanim podjął drugą próbę
rzucenia zaklęcia. Gdy tylko opuścił różdżkę, skierował się do łóżka i położył
na nim, mówiąc tylko:
— Już nie mogę.
Zasnął, zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć.
Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, zanim się obudził. Słyszał
przyciszone głosy przyjaciół, do których dołączył Remus.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby tam szedł — niepokoiła się
Hermiona.
— Przecież go znasz. I tak pójdzie — odpowiedział Ron.
— Po dwóch próbach kompletnie stracił siły. Jeśli coś takiego
zdarzy się za zasłoną, nic nie będziemy mogli zrobić.
— I tak go nie powstrzymamy — wtrącił się Lunatyk. — Syriusz to
jedyna osoba z jego rodziny. Istnieje szansa, że go uratuje, więc z niej nie
zrezygnuje.
Harry postanowił udawać, że nie słyszał ich wymiany zdań, dlatego
zaczął symulować, że dopiero się przebudza. Ćwiczenia postanowił odłożyć na
wieczór, żeby od razu po nich pójść spać.
Hermiona miała rację. Po kolejnych próbach rzucenia zaklęcia
okazało się, że Harry odczuwa mniejsze zmęczenie niż na początku. Po głowie kręciły mu się wszystkie złe
wspomnienia, jednak nie zrezygnował.
Dzień później Harry i Ron stali przed salą, w której mieli mieć
egzamin z teleportacji. Ron nie wyglądał na spokojnego i Harry miał wrażenie,
że momentami aż zielenieje. Sam czuł zdenerwowanie objawiające się niezbyt
przyjemnym ściskiem w żołądku. Kilka minut przed rozpoczęciem egzaminu dołączył
do nich Neville, który wszedł w dorosłość w tym samym dniu co Harry.
Punktualnie o dziesiątej z pomieszczenia wyszedł egzaminator, który oznajmił,
że będzie wzywał każdego po kolei. Wezwane osoby nie wracały już na korytarz,
więc Gryfoni stwierdzili, że pewnie wychodzą innymi drzwiami. Jako pierwszy na
odstrzał poszedł Neville. Ron został wywołany chwilę później, a zaraz za nim do
sali wkroczył Harry. Mężczyzna od razu przeszedł do rzeczy, nakazując mu
teleportowanie się do obręczy. Chłopak, tak jak w szkole, skupił się na celu,
zmusił swoją wolę i namysł. Obrócił się wokół własnej osi, a w następnej chwili
już był w odpowiednim miejscu.
— Teraz obok tamtej szafki — oznajmił egzaminator.
Teleportował się jeszcze w dwa miejsca i mężczyzna stwierdził, że
zdał egzamin. Za drzwiami czekał na niego Ron wraz z Nevillem. Obaj również
uzyskali pozytywny wynik, dlatego z zadowoleniem ruszyli do punktu
deportacyjnego.
— Czytaliście artykuł o Zakonie Feniksa? — zapytał niespodziewanie
Neville. Ron i Harry wymienili ze sobą szybkie spojrzenia i odpowiedzieli
twierdząco. — Babcia mi powiedziała, że moi rodzice kiedyś do niego należeli —
rzekł chłopak ze zmarszczonymi brwiami. — Nie myśleliście o tym, żeby do niego
dołączyć? Wiecie, czynny udział w walce z Voldemortem, a nie spokojne czekanie
na rozwój wypadków. Gdybym miał pojęcie o kimś, kto mógłby mnie w to wciągnąć,
pewnie od razu bym do niego poszedł.
— Wiesz, to już poważniejsza sprawa — odparł swobodnie Harry.
— Cała wojna jest poważna. Nie chcę stać obok. To trochę jak z
Gwardią. Wy nie chcecie? — spojrzał na nich z lekkim zaskoczeniem.
— Tak się składa, że ja już w nim jestem, a Ron niedługo będzie —
przyznał Harry.
Neville stanął w miejscu ze zdumieniem na twarzy.
— Serio? — wydukał. — Kto was w to wciągnął?
Harry i Ron wymienili spojrzenia.
— Mnie Harry, a Harry’ego Dumbledore — powiedział rudzielec.
— To byłeś w nim już przed jego śmiercią? — nie dowierzał chłopak,
patrząc na bruneta.
Harry obserwował go przez moment w zastanowieniu.
— Nie. Przekazał mi dowództwo w swoim testamencie.
Neville otworzył usta z szokiem na twarzy.
— Merlinie, ty tak poważnie? — Harry zaśmiał się i przytaknął. —
To super!
— Jeśli naprawdę chcesz, mogę cię wkręcić. — Neville pokiwał z
entuzjazmem głową. — Wyślę ci wiadomość z terminem i miejscem spotkania.
Podekscytowany Neville pożegnał się. Harry i Ron deportowali się
do domu zaraz za nim.
Kilka dni później, gdy Harry ćwiczył zaklęcie, które miało pomóc
uratować mu Syriusza, w pokoju zjawił się Remus.
— Jak idzie? — zagadnął.
— Chyba już czas, żeby ustalić termin — odparł chłopak. — Czuję,
że lepiej już nie będzie.
— Jesteś pewny?
Pokiwał głową.
— Sytuacja i tak będzie wyglądała całkiem inaczej, gdy już tam
wejdę, więc bardziej się tego nie nauczę bez obecności tych dziwacznych
stworów.
Lunatyk pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Najbezpieczniej będzie wybrać się tam w nocy, gdy nie ma dużo
ludzi. Wejdziemy wejściem dla interesantów. Myślę, że najlepiej będzie chodzić
tam pod Zaklęciem Kameleona. Musimy dmuchać na zimne.
— Jutro w nocy?
— To zależy wyłącznie od ciebie, czy czujesz się na siłach. No i
od Terry’ego, czy do nas dołączy.
— Wyślę mu wiadomość.
Napisał do mężczyzny karteczkę z pytaniem, czy mógłby wybrać się z
nimi kolejnej nocy do Ministerstwa Magii i wysłał ją odpowiednim zaklęciem.
Wiadomość zwrotna przyszła po chwili. Umówili się na drugą w nocy przed budką
telefoniczną.
— Trzeba zorganizować spotkanie — rzekł Harry do Lunatyka. —
Neville chce dołączyć do Zakonu.
Ron chrząknął.
— Nie tylko Neville.
— O was nie wspominam, bo tyle razy mi to powtarzaliście, że
momentami odnoszę wrażenie, że już jesteście w Zakonie.
Remus roześmiał się, gdy Ron i Hermiona wymienili zadowolone
spojrzenia.
— A ja mogę? — zapytała prosząco Ginny.
Ron zaczął się śmiać.
— Powiedz to mamie. Na pewno się zgodzi — zaszydził.
Dziewczyna otworzyła usta, ale zaraz zamknęła je ze złością na
twarzy. Rozgniewana tupnęła nogą i usiadła na łóżku. Harry uśmiechnął się lekko
do dziewczyny, a ona westchnęła.
— Zawsze muszę być na straconej pozycji — wymamrotała. —
Zaplanujcie kolejne spotkanie w dzień moich urodzin — dodała do Harry’ego i
Remusa.
— To już będzie po wojnie — roześmiał się Ron.
Ginny cisnęła w niego poduszką.
Fajnie się czyta :) Podoba mi się Twoja historia, choć dopiero się rozkręca. Życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńświetny, zdał egzamin, okazało się, że Nevile chce dołączyć do zakonu, Harry nauczył się tego zaklęcia i już niebawem idzie po Syrisza
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia