poniedziałek, 30 marca 2015

I. Rozdział 7 - Nauka i teleportacja

Śniadanie jak zwykle przebiegało w spokojnej atmosferze wśród rozmów na bzdurne tematy. Pani Weasley krzątała się po kuchni, a jej mąż czytał Proroka Codziennego, popijając kawę. Zerknął na zegarek, aby zorientować się, ile pozostało mu jeszcze czasu do wyjścia do pracy, gdy nagle sobie coś przypomniał:
— Chłopcy, za dwa dni w Ministerstwie odbędzie się egzamin z teleportacji.
— O nie — jęknął Ron.
— Znowu nie zdasz — wymamrotała do niego złośliwie Ginny.
Chłopak spojrzał na nią z oburzeniem, ale wybuch sprzeczki powstrzymała ich matka, która zwróciła się z pytaniem do swojego syna. Po posiłku Hermiona natychmiast udała się do biblioteki Blacków, aby znaleźć zaklęcie, o którym mówił Terry Bouch. Jako częsty gość hogwardziej biblioteki, dziewczyna z łatwością poradziła sobie w o wiele mniejszej czytelni. Znalazła księgi, które mogły zawierać odpowiednie informacje. Przyniosła je do pokoju chłopaków, więc wspólnymi siłami zaczęli szukać zaklęcia.
Dobrą godzinę później Ginny oznajmiła, że znalazła rozdział o kwarmianach, więc wszyscy zaczęli słuchać, co czyta.
— Bla, bla, bla… Istnieje zaklęcie, którym można pokonać kwarmiany. Wystarczy skupić się na silnym, złym wspomnieniu i wypowiedzieć formułkę Camentum. Poprawnie rzucone zaklęcie przybiera postać zwierzęcia, do którego pasuje osoba rzucająca zaklęcie. Wielu ludziom kojarzy się ono z Zaklęciem Patronusa, jednak w tym wypadku mgiełka ma odcień żółty, a nie biały. Rzucenie zaklęcia nie jest trudne, jednak skutki są dość poważne. Pojawiają się bóle mięśni, które mogą uniemożliwić dalsze funkcjonowanie. Zaklęcie jest bardzo wyczerpujące, a na jego skutki nie pomaga nawet eliksir wzmacniający i przeciwbólowy. Jedyną receptą jest sen. Koniec.
— Łatwo nie będzie, ale tego się spodziewałem — mruknął Harry.
Postanowił od razu wziąć się do pracy, żeby nie tracić cennego czasu. Przeczytał jeszcze raz instrukcję rzucania tego zaklęcia. Z przywołaniem złego wspomnienia nie miał żadnych problemów. W ostatnim czasie pojawiło się ich aż za dużo. Wystarczyło sięgnąć pamięcią do kilku tygodni wstecz, przypominając sobie śmierć dyrektora Hogwartu.
Camentum.
Zaklęcie, tak jak pisano w książce, rzeczywiście nie było trudne do rzucenia i już przy pierwszej próbie z jego różdżki wydostał się żółty lew, jednak po chwili pod Harrym ugięły się nogi, gdy poczuł niewyobrażalne wyczerpanie. Nie fatygując się z pójściem na łóżko, usiadł na ziemi.
— W porządku? — zapytała z niepokojem Ginny.
— Będzie ciężko — mruknął zmęczonym głosem.
— Wydaje mi się, że im więcej razy będziesz rzucał zaklęcie, tym mniej będziesz to odczuwał, jeśli tylko rozłożysz to w czasie — stwierdziła Hermiona.
— Nie mamy czasu.
— Wiem, ale nie pomożesz mu, gdy w ogóle tam nie dotrzesz — zauważyła.
Harry dał sobie chwilę na odpoczynek, zanim podjął drugą próbę rzucenia zaklęcia. Gdy tylko opuścił różdżkę, skierował się do łóżka i położył na nim, mówiąc tylko:
— Już nie mogę.
Zasnął, zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć.
Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, zanim się obudził. Słyszał przyciszone głosy przyjaciół, do których dołączył Remus.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby tam szedł — niepokoiła się Hermiona.
— Przecież go znasz. I tak pójdzie — odpowiedział Ron.
— Po dwóch próbach kompletnie stracił siły. Jeśli coś takiego zdarzy się za zasłoną, nic nie będziemy mogli zrobić.
— I tak go nie powstrzymamy — wtrącił się Lunatyk. — Syriusz to jedyna osoba z jego rodziny. Istnieje szansa, że go uratuje, więc z niej nie zrezygnuje.
Harry postanowił udawać, że nie słyszał ich wymiany zdań, dlatego zaczął symulować, że dopiero się przebudza. Ćwiczenia postanowił odłożyć na wieczór, żeby od razu po nich pójść spać.
Hermiona miała rację. Po kolejnych próbach rzucenia zaklęcia okazało się, że Harry odczuwa mniejsze zmęczenie niż na początku.  Po głowie kręciły mu się wszystkie złe wspomnienia, jednak nie zrezygnował.

Dzień później Harry i Ron stali przed salą, w której mieli mieć egzamin z teleportacji. Ron nie wyglądał na spokojnego i Harry miał wrażenie, że momentami aż zielenieje. Sam czuł zdenerwowanie objawiające się niezbyt przyjemnym ściskiem w żołądku. Kilka minut przed rozpoczęciem egzaminu dołączył do nich Neville, który wszedł w dorosłość w tym samym dniu co Harry. Punktualnie o dziesiątej z pomieszczenia wyszedł egzaminator, który oznajmił, że będzie wzywał każdego po kolei. Wezwane osoby nie wracały już na korytarz, więc Gryfoni stwierdzili, że pewnie wychodzą innymi drzwiami. Jako pierwszy na odstrzał poszedł Neville. Ron został wywołany chwilę później, a zaraz za nim do sali wkroczył Harry. Mężczyzna od razu przeszedł do rzeczy, nakazując mu teleportowanie się do obręczy. Chłopak, tak jak w szkole, skupił się na celu, zmusił swoją wolę i namysł. Obrócił się wokół własnej osi, a w następnej chwili już był w odpowiednim miejscu.
— Teraz obok tamtej szafki — oznajmił egzaminator.
Teleportował się jeszcze w dwa miejsca i mężczyzna stwierdził, że zdał egzamin. Za drzwiami czekał na niego Ron wraz z Nevillem. Obaj również uzyskali pozytywny wynik, dlatego z zadowoleniem ruszyli do punktu deportacyjnego.
— Czytaliście artykuł o Zakonie Feniksa? — zapytał niespodziewanie Neville. Ron i Harry wymienili ze sobą szybkie spojrzenia i odpowiedzieli twierdząco. — Babcia mi powiedziała, że moi rodzice kiedyś do niego należeli — rzekł chłopak ze zmarszczonymi brwiami. — Nie myśleliście o tym, żeby do niego dołączyć? Wiecie, czynny udział w walce z Voldemortem, a nie spokojne czekanie na rozwój wypadków. Gdybym miał pojęcie o kimś, kto mógłby mnie w to wciągnąć, pewnie od razu bym do niego poszedł.
— Wiesz, to już poważniejsza sprawa — odparł swobodnie Harry.
— Cała wojna jest poważna. Nie chcę stać obok. To trochę jak z Gwardią. Wy nie chcecie? — spojrzał na nich z lekkim zaskoczeniem.
— Tak się składa, że ja już w nim jestem, a Ron niedługo będzie — przyznał Harry.
Neville stanął w miejscu ze zdumieniem na twarzy.
— Serio? — wydukał. — Kto was w to wciągnął?
Harry i Ron wymienili spojrzenia.
— Mnie Harry, a Harry’ego Dumbledore — powiedział rudzielec.
— To byłeś w nim już przed jego śmiercią? — nie dowierzał chłopak, patrząc na bruneta.
Harry obserwował go przez moment w zastanowieniu.
— Nie. Przekazał mi dowództwo w swoim testamencie.
Neville otworzył usta z szokiem na twarzy.
— Merlinie, ty tak poważnie? — Harry zaśmiał się i przytaknął. — To super!
— Jeśli naprawdę chcesz, mogę cię wkręcić. — Neville pokiwał z entuzjazmem głową. — Wyślę ci wiadomość z terminem i miejscem spotkania.
Podekscytowany Neville pożegnał się. Harry i Ron deportowali się do domu zaraz za nim.

Kilka dni później, gdy Harry ćwiczył zaklęcie, które miało pomóc uratować mu Syriusza, w pokoju zjawił się Remus.
— Jak idzie? — zagadnął.
— Chyba już czas, żeby ustalić termin — odparł chłopak. — Czuję, że lepiej już nie będzie.
— Jesteś pewny?
Pokiwał głową.
— Sytuacja i tak będzie wyglądała całkiem inaczej, gdy już tam wejdę, więc bardziej się tego nie nauczę bez obecności tych dziwacznych stworów.
Lunatyk pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Najbezpieczniej będzie wybrać się tam w nocy, gdy nie ma dużo ludzi. Wejdziemy wejściem dla interesantów. Myślę, że najlepiej będzie chodzić tam pod Zaklęciem Kameleona. Musimy dmuchać na zimne.
— Jutro w nocy?
— To zależy wyłącznie od ciebie, czy czujesz się na siłach. No i od Terry’ego, czy do nas dołączy.
— Wyślę mu wiadomość.
Napisał do mężczyzny karteczkę z pytaniem, czy mógłby wybrać się z nimi kolejnej nocy do Ministerstwa Magii i wysłał ją odpowiednim zaklęciem. Wiadomość zwrotna przyszła po chwili. Umówili się na drugą w nocy przed budką telefoniczną.
— Trzeba zorganizować spotkanie — rzekł Harry do Lunatyka. — Neville chce dołączyć do Zakonu.
Ron chrząknął.
— Nie tylko Neville.
— O was nie wspominam, bo tyle razy mi to powtarzaliście, że momentami odnoszę wrażenie, że już jesteście w Zakonie.
Remus roześmiał się, gdy Ron i Hermiona wymienili zadowolone spojrzenia.
— A ja mogę? — zapytała prosząco Ginny.
Ron zaczął się śmiać.
— Powiedz to mamie. Na pewno się zgodzi — zaszydził.
Dziewczyna otworzyła usta, ale zaraz zamknęła je ze złością na twarzy. Rozgniewana tupnęła nogą i usiadła na łóżku. Harry uśmiechnął się lekko do dziewczyny, a ona westchnęła.
— Zawsze muszę być na straconej pozycji — wymamrotała. — Zaplanujcie kolejne spotkanie w dzień moich urodzin — dodała do Harry’ego i Remusa.
— To już będzie po wojnie — roześmiał się Ron.
Ginny cisnęła w niego poduszką.

2 komentarze:

  1. Fajnie się czyta :) Podoba mi się Twoja historia, choć dopiero się rozkręca. Życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    świetny, zdał egzamin, okazało się, że Nevile chce dołączyć do zakonu, Harry nauczył się tego zaklęcia i już niebawem idzie po Syrisza
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń