poniedziałek, 13 lipca 2015

I. Rozdział 41 - Problemy kapitana

Harry ziewnął szeroko, siedząc przy stole Gryfonów razem z swoimi przyjaciółmi. Jay wyglądał jakby balował całą noc, narzekając, że gdy uczył się w domu, mógł się porządnie wyspać. Ludzie rzucali w ich stronę zaciekawione spojrzenia, zastanawiając się, skąd nowi uczniowie tak dobrze znają się z Wybrańcem. Hermiona jako jedyna wyglądała na uradowaną czekającymi ją zajęciami, co Ron skwitował wywracaniem oczu. Nagle Jay wydobył z siebie dziwny odgłos w trakcie ziewania, aż kilka osób przeniosło na niego spojrzenia.
— Sorry! — powiedział głośno.
Alex wywrócił oczami, a Ginny zachichotała.
— No już myślałem, że dzisiaj mamy wolne, bo się wleczesz jak żółw — stwierdził Harry, gdy Łapa podszedł do nich, by przekazać im plany zajęć.
— Przymknij się — mruknął znad pergaminów. — Jakiemuś drugoklasiście wyczarowałem plan dla piątoklasisty. Prawie się rozpłakał, bo nie wiedział, że ma kupić książki do takich przedmiotów. Gdzie ja się władowałem — warknął, gdy wszystkie pergaminy spadły mu na podłogę, a przechodzący obok pierwszak potknął się, podeptał je i rozdarł.
— Spokojnie, to dopiero pierwszy dzień — pocieszył go Ron.
Harry parsknął w swój sok, gdy Łapa machnięciem różdżki skleił pergaminy i przywołał je do siebie, ale te po drodze zwaliły z nóg Flitwicka, który nieszczęśliwie przechodził obok. Po chwili Syriusz doprowadził wszystko do porządku, ale spojrzał niepewnie na plan Harry’ego.
— Chodzisz jeszcze na wróżbiarstwo?
— Zlituj się. Nawet nie zdałem suma z tej ściemy, którą wymyśliłem na egzaminie.
Syriusz przetarł twarz dłonią.
— Zrób jeszcze w tym tygodniu nabór do drużyny.
— Tak jest, psorze.
Jay parsknął śmiechem, gdy Łapa spojrzał dziwnie na Harry’ego. Pokręcił głową, podał mu pergamin i z ulgą przyjął to, że Ron, Jay i Alex mają zamiar chodzić na takie same przedmioty. Jego wzrok padł na Hermionę i jęknął, na co wszyscy roześmiali się.
Jeszcze tego samego dnia osoby z siódmego roku znalazły się w klasie do transmutacji. Na samym wstępie Harry spojrzał na Łapę z wysoko uniesionymi brwiami, gdy ten powiedział stanowczo:
— Wasza praca ma być solidna. W tym roku czekają was owutemy, dlatego macie przykładać się do przedmiotu. Niesubordynacja będzie surowo karana. Nie wyobrażam sobie na moich lekcjach pogawędek na bzdurne tematy. Panie Potter, może pan zdjąć z ust ten ironiczny uśmieszek?
— Oczywiście, szanowny panie profesorze Black.
Łapa spojrzał na niego, podobnie jak reszta klasy z tym, że Syriusz wyglądał na rozbawionego. Jay parsknął.
— Jonson, co ci tak wesoło?
— Pan profesor  jest bardzo zabawny — odpowiedział za niego Harry.
— Potter…
— Tak, panie profesorze?
— Możesz się przymknąć?
— Oczywiście, panie profesorze.
Jay ponownie parsknął.
— Przestań — warknął w końcu Łapa.
— Dobrze, panie profesorze.
Alex wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a Jay i Ron od razu do niego dołączyli. Hermiona pokręciła głową z politowaniem. Pozostali uczniowie przesuwali spojrzenia to z jednego, to z drugiego, nic z tego nie rozumiejąc.
— Wezmę krzesło i cię zdzielę — stwierdził Syriusz.
— Dobrze, p…
— HARRY! — wrzasnął wreszcie Łapa, a chłopak wyszczerzył się.
— Wygrałem.
— Rozumiem, że chciałeś dać wszystkim do zrozumienia, że przesadziłem.
— Dokładnie…
Łapa spojrzał na niego ostro. Harry zamknął usta i uśmiechnął się, by dokończyć:
— …panie profesorze.
— I tyle pozostało z mojego postanowienia, że będę stanowczym i poważnym nauczycielem — mruknął Łapa, a Ron roześmiał się. Nauczyciel zwrócił się do uczniów: — Tym oto sposobem zapewne doszliście do wniosku, że jednak nie będzie tragicznie na moich lekcjach.
Uczniowie wymielili między sobą uśmieszki i odetchnęli z ulgą, zastanawiając się tym razem, dlaczego Harry i nowy nauczyciel zachowują się w tak dziwny sposób względem siebie.
Eliksiry wyjątkowo były znośne, mimo braku książki Księcia Półkrwi. Po szkoleniu Czarnych Feniksów warzenie mikstur stało się o wiele prostsze niż wcześniej. Harry w dalszym ciągu pozostawał pupilkiem Slughorna, a Alex i Jay zyskali w jego oczach, gdy oddali równie dobre eliksiry.
Wieczór nadszedł dość szybko, a Harry postanowił zrobić Jayowi mały żart…
— POTTER! ZABIJĘ CIĘ!
Harry zbiegł po schodach i wpadł do pokoju wspólnego, dusząc się ze śmiechu. Zaraz za nim wyleciała poduszka, które przeleciała mu nad głową. W wejściu do dormitoriów pojawił się Jay.
— NIE ŻYJESZ! — ryknął do śmiejącego się chłopaka. — CZEGO RŻYSZ?!
— Co się stało? — zapytała Ginny.
— Ty się pytasz, co się stało?! Ten świr uwalił mi całe łóżko czekoladą i zostawił kartkę z napisem niespodzianka!
Cisnął kolejną poduszką w Harry’ego.
— I wlazłeś w to? — zapytał Ron z rozbawieniem.
— A JAK MYŚLISZ?!
Niektórzy uczniowie parsknęli śmiechem. Jay rzucił kolejną poduszką w Harry’ego, więc ten w końcu mu oddał. Jay ryknął i natarł na niego z kolejnymi warstwami puchu. Harry natychmiast zaczął się bronić i rozpętała się bitwa na poduszki, do której powoli dołączały kolejne osoby na czele z Ronem i Alexem. Słychać było śmiechy chłopaków i piski dziewczyn, a w całym pomieszczeniu unosił się puch. Nikt nie zdołał dostrzec, że drzwi otworzyły się i w wejściu stanął Syriusz, który osłupiał na ten widok. Oparł się o ścianę i czekał, dopóki ktoś nie krzyknął:
— GRYFONI! WPADLIŚMY!
Wszyscy niemal natychmiast przerwali zabawę, a pierze opadło. Gdy dostrzeżono opiekuna domu, każdemu wpadła do głowy myśl, że już drugiego dnia szkoły stracą mnóstwo punktów, jednak Łapa zapytał:
— Kto rozpoczął bitwę?
Wszyscy rozejrzeli się po pokoju w poszukiwaniu winowajców, których nie dostrzegli. Nagle usłyszeli zduszony jęk zza kanapy, więc kilka osób tam zajrzało. Rozległy się chichoty, więc Syriusz ruszył w tamtym kierunku. Okazało się, że Jay siedział na kimś okrakiem i dusił tego kogoś poduszką.
— W tej chwili masz mnie przeprosić i wyczyścić mi łóżko!
Zabrał poduszkę, by wysłuchać wytłumaczenia i okazało się, że jego ofiarą jest Harry.
— Nie mam takiego zamiaru.
Jay wrócił do przerwanej czynności, a Harry na nowo zaczął się miotać po podłodze.
— Czemu nagle zapadła taka cisza? — zapytał Jonson w przestrzeń.
Jego wzrok padł na Syriusza. Po chwili zastanowienia spojrzał w miejsce, gdzie znajdowała się twarz Harry’ego. Szybko zszedł z przyjaciela, a chłopak prędko usiadł. Rozejrzał się zdezorientowanym wzrokiem po pomieszczeniu, dopóki nie trafił na chrzestnego.
— Panie Jonson, dlaczego dusił pan pana Pottera?
— Bo jest dupkiem.
Uczniowie zaśmiali się, a Harry pokazał mu środkowym palcem, co o nim sądzi.
— A można wiedzieć, dlaczego jest dupkiem? — drążył Łapa.
— To już chyba wrodzone, dlatego.
Syriusz pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Więc mam rozumieć, że to wy zaczęliście bitwę? — Cisza. — Tak myślałem. Co macie na swoje usprawiedliwienie?
Harry spojrzał na niego dziwnie.
— Są walnięci. To chyba wystarczające usprawiedliwienie. Nie wystarczy? — zapytał Alex, a kilka osób parsknęło śmiechem.
— Chyba wystarczające — oznajmił Łapa. — Panie Jonson, proszę nie dusić pana Pottera, bo wyląduje pan w Azkabanie za morderstwo. — Harry parsknął śmiechem na te słowa. — Zawsze można inaczej kogoś dręczyć. Posprzątajcie tu — dorzucił, wieszając na tablicy ogłoszeń kartkę i już chciał wychodzić, gdy ktoś zapytał ze zdziwieniem:
— Żadnych punktów?
— Bym dodał, ale za co?
Niektórzy wytrzeszczyli na niego oczy, a Harry i Jay wybuchnęli śmiechem. Syriusz wyszedł, a uczniowie zaczęli wiwatować. W trakcie gdy Harry i Jay zajęli się porządkiem, uczniowie rzucili się w stronę tablicy ogłoszeń, żeby odczytać, z jaką informacją przyszedł opiekun domu.

KLUBY POJEDYNKÓW
klasy 1-3: piątek, 19.00, Wielka Sala
klasy 4-7: czwartek, 19.00, Wielka Sala
Serdecznie zapraszamy!

Nimfadora Tonks
Remus Lupin

            Kolejnego dnia do ogłoszenia dotyczącego Klubów Pojedynków dołączyło inne:

Eliminacje do drużyny quidditcha:
środa, 17.00, boisko quidditcha.

kpt. Harry Potter

            Harry miał nadzieję, że uczniowie przestaną sobie stroić żarty tak jak w poprzednim roku i zgłoszą się tylko osoby, które potrafią grać w quidditcha i są z jego domu, jednak się zawiódł. Już na pierwszy rzut oka dostrzegł uczniów z Hufflepuff i tych, którzy na pewno nie potrafili latać na miotle. Na trybunach Jay, Alex i Hermiona dosiedli się do Syriusza i Remusa, którzy nadzorowali trening. Harry na samym początku wbił wzrok w grupkę dzieciaków, zapewne pierwszorocznych, którzy uciekali przed jego wzrokiem. Chłopak był pewien, że nie należą do Gryffindoru, ponieważ doskonale widział, jak jeden z chłopców siadał przy stole Puchonów.
— Won z boiska — powiedział ostro na samym wstępie w ich stronę. Szybko zeszli, chichocząc pod nosami. — Jeśli jest tutaj jeszcze ktoś z innego domu niż Gryffindor, radzę natychmiast się ewakuować — dodał głośniej. Po chwili zeszły jeszcze trzy osoby. — Osoby, które nie potrafią nawet dosiąść miotły, również zbyt długo nie pobędą na boisku, więc może lepiej również by się ewakuowały, zanim się zbłaźnią.
Odczekał moment, zerkając znacząco w stronę dziewczyn, które stały w ciasnej grupce, co chwilę wymieniając spojrzenia i chichocząc pod nosami. Harry wywrócił oczami, gdy zeszło kilka z nich.
— Podzielcie się na cztery grupy.
Ocenił, że doszło do podziału na najmłodszych uczniów, dziewczyny, które zapewne nie potrafiły latać, członków dawnej drużyny i pozostałych uczniów. Ze zdumieniem dostrzegł McLaggena.
— Cormac? — zapytał chłodno.
— Taa… Dostałem zbyt słabe oceny z owutemów, więc matka wysłała mnie na powtórkę roku — odpowiedział niemrawo, a Ron zarechotał.
Harry wymienił spojrzenie z przyjacielem. Szykowała się ostra walka na stanowisku obrońcy. Na odstrzał poszła pierwsza grupka kandydatów, którym nakazał oblecieć boisko dookoła. Harry nie spodziewał się cudów, dlatego niezbyt się zdziwił, gdy na samym wstępie po wzniesieniu na kilka metrów kilka osób spadło z mioteł, a ci, którym udało się utrzymać, spadli z wrażenia lub walnęli w słupek od bramki. Wyrzucił ich z boiska, nie przebierając w słowach. Później wytypował grupkę dziewczyn. Jedna z nich nawet nie próbowała wsiąść na miotłę, więc natychmiast ją wygonił. Gdy pozostałe wyruszyły, słychać było tylko ich piski i krzyki. Kilka spadło, inne leciały z prędkością ślimaka. Żyła Harry’ego pulsowała na skroni, aż w końcu wybuchnął:
— WYNOŚCIE SIĘ Z BOISKA!
Jedna podskoczyła na miotle i runęła na murawę. Harry zignorował jej zbolałą minę, wskazując na wyjście. Dał znać grupie nieznajomych kandydatów, żeby ruszali. Większość poradziła sobie bardzo dobrze, lecz inni latali powoli i niepewnie. Tym drugim podziękował, ale nie wyglądali na zbulwersowanych jego wyborem. Czwarta grupa składająca się głównie z drużyny quidditcha pokazała, jak powinno się latać.
— Pałkarze na lewo, ścigający na prawo, obrońcy na środek.
Zaczął od pałkarzy, których podzielił na pary. Najpierw mieli odbijać tłuczka między sobą, później trafiać do pętli. Pierwszą parę wyrzucił niemal na samym początku, gdy prawie trafili go w głowę tłuczkiem przez niecelne odbicie i brak reakcji ze strony drugiej osoby. Jimmy Peaks i Ritchie Coote z poprzedniego składu drużyny dali popis swoich możliwości i nie mieli sobie równych.
Harry odesłał Rona do bramek, gdy przyszła kolej na wybór ścigających. Ginny i Demelza były doskonałe. Dean, który w poprzednim roku był rezerwowym, poradził sobie może nie idealnie, ale był na tyle dobry, że pokonał pozostałych kandydatów.
Wybory na obrońcę okazały się najtrudniejszym testem ze względu na przechwalającego się Cormaca. Harry miał nadzieję, że Ron nie spanikuje, ale najwidoczniej wakacyjne towarzystwo Alexa i Jaya pomogło mu w znacznym stopniu nabrać pewności siebie. Między Ronem i Cormakiem musiało dojść do dogrywki. Jay i Alex zaczęli buczeć przy każdej obronie McLaggena i wiwatować, gdy Ron leciał do bramek.
— Przecież widzisz, że jest gorszy ode mnie! — warknął Cormac do Harry’ego.
— Zamknij się i leć do bramek albo wylecisz — odpowiedział spokojnie.
Cormakowi zaczęła pulsować żyła na skroni, ale wykonał polecenie. Jay i Alex zaklaskali, gdy Ginny trafiła w pętlę, co oznaczało wygraną Rona. Taki też wynik ogłosił Harry, co nie spodobało się starszemu chłopakowi.
— Nie widziałeś?! Przecież Ruda rzucała prosto w jego ręce!
Harry przeniósł na niego rozzłoszczone spojrzenie.
— Spytaj pierwszej lepszej osoby, gdzie rzucała kafla — warknął. — Zejdź z boiska.
— Bierzesz go do drużyny, bo się kumplujecie!
— Biorę go do drużyny, bo był najlepszy — odparł, starając się być cierpliwym.
— Dałeś mu fory! Dobrze wiesz, jak zacznie się zachowywać na meczu!
Tama pękła.
— Mam ci przypomnieć, jak ty zachowujesz się na meczu?! Wynoś się z boiska!
— A…!
— Zamknij się i spadaj!
Wreszcie Cormac odpuścił i poszedł wściekły do szkoły. Harry odetchnął głębiej.
— Pałkarzami zostają Jimmy Peakes i Ritchie Coote — oznajmił spokojnie —ścigającymi Demelza Robins, Ginny Weasley i Dean Thomas, a obrońcą Ron Weasley. Powiadomię was o terminie pierwszego treningu.
Przyjęci do drużyny rozeszli się z uśmiechami na ustach.
— Nie ma to jak stanowczy kapitan — wyszczerzył się Alex, idąc do Harry’ego, Rona i Ginny wraz z pozostałymi obserwatorami treningu.
— To akurat była reakcja na głupotę — odpowiedział i ruszył w stronę schowka, lewitując nad sobą skrzynię z piłkami.
— Akurat mnie to nie dziwi, bo nie chciałabym mieć McLaggena w drużynie, szczególnie po tym, co zrobił na meczu w poprzedniej klasie — stwierdziła Ginny. Na pytające spojrzenia wyjaśniła: — Zastępował Rona w jednym z meczów. Pozwalał sobie na zbyt dużo. Był na tyle mądry, że wziął pałkarzowi pałkę i trzasnął Harry’emu tłuczkiem prosto w głowę. Miał pękniętą czaszkę.
Alex syknął. Gdy Harry wrócił, ruszyli do szkoły.
Siedząc po kolacji w pokoju wspólnym przy kominku i gawędząc z przyjaciółmi, Harry zapomniał o McLaggenie, dopóki chłopak nie pojawił się za nim, by rzec:
— Potter, chodź na chwilę.
Z ociąganiem wstał i odszedł na bok ze starszym Gryfonem. Harry do samego końca miał nadzieję, że McLaggen już sobie odpuścił, ale znacznie się pomylił. Brunet nie zamierzał wdawać się w dyskusję, ale nie wytrzymał, gdy chłopak powiedział:
— Obaj dobrze wiemy, że się nad nim litujesz…
— Radzę ci przestać — powiedział niemal szeptem.
— Jestem lepszy. Może to do ciebie dotrze, gdy rudy Wieprzlej…
Tymi słowami przekroczył granicę. Harry nawet nie pomyślał o tym, żeby wyciągnąć różdżkę, lecz zamachnął się i uderzył McLaggena prosto w nos. Rozległy się piski, gdy trysnęła krew, wszyscy spojrzeli w ich stronę. Cormac rzucił się na niego ze złością i zaczęli bić się po mugolsku. Jakaś dziewczynka krzyczała z przerażenia. Po szkoleniu Czarnych Feniksów Harry wiedział, jak ma się bić i to wykorzystywał, dopóki ktoś ich od siebie nie odciągnął. Przytrzymywali go Ron i Alex, gdy ciskał gromami z oczu i starał się wyrwać. Seamus i Dean powstrzymywali McLaggena.
— Jeszcze raz obrazisz któregoś z moich przyjaciół to cię zabiję — syknął Harry do starszego chłopaka.
Jay pomógł Ronowi i Alexowi odciągnąć go jeszcze dalej. W trakcie tej bójki McLaggen zdążył rozciąć mu wargę i brew. Cormac oberwał jeszcze bardziej i chyba miał złamany nos. Ginny wyciągnęła Harry’ego poza pokój wspólny, żeby zaprowadzić go do Skrzydła Szpitalnego. Pozostali poszli za nimi. Brunet klął, nie szczędząc języka, dopóki nie wpadli na Syriusza i Remusa.
— Harry, opanuj się! — naskoczył na niego Łapa. — Co ty zrobiłeś? — dodał ze zdumieniem, gdy dostrzegł jego stan.
— Biłem się? — zironizował.
— Z kim?!
— Zgaduj! — warknął i poszedł dalej.
— McLaggen — mruknął Jay, widząc spojrzenia nauczycieli. — Palnął coś o Ronie, więc mu przypieprzył i zaczęli się bić po mugolsku — zaśmiał się.
Harry wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego po kilku minutach. Hermiona chwyciła chłopaka za tył koszulki, gdy zza rogu wyłonił się Cormac wraz ze swoim kumplem. Obaj zmierzyli się morderczymi spojrzeniami, jednak obecność nauczycieli nie pozwalała im na wszczęcie kolejnej bójki. McLaggen minął go, by wejść do Skrzydła Szpitalnego. Harry ledwo się powstrzymał przed pójściem za nim.

2 komentarze:

  1. Rozdział super! Akcja fajnie się rozwija. Coraz bardziej zaczynam lubić bohaterów :-) A najbardziej Alexa i Jaya

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    super, tak dobra była ta rozmowa na lekcji, wszyscy są zdziwieni, ale zastanawia mnie Snape nie uczy eliksirów?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń