Gdyby nie
świadomość, że już niedługo zaczną wyprawę, która będzie miała ogromne znaczenie
w trakcie wojny, poranek byłby bardzo miły. Harry spojrzał na płomiennorude
włosy Ginny, która spała z plecami przytulonymi do jego klatki piersiowej.
Przez sen przytulił ją do siebie i musiał przyznać, że spało mu się bardzo
dobrze. Pocałował ją w czubek głowy, wiedząc, że powoli muszą się zbierać, żeby
nikt na nich nie czekał. Przeciągnęła się jak kotka i przewróciła na drugi bok,
żeby spojrzeć w jego stronę.
— Nie idźmy — mruknęła,
przytuliła się do niego i znowu zamknęła oczy.
Zaśmiał się cicho i na
przebudzenie pocałował ją w usta. Uśmiechnęła się szeroko, natychmiast
odwzajemniając pocałunek, ale jęknęła z zawodem, gdy odsunął się, twierdząc, że
muszą się ruszyć. Z westchnięciem podniosła się z łóżka i zaczęła doprowadzać
do porządku. Najwidoczniej Ron nie wrócił na noc, ponieważ kołdra znajdowała
się w takim stanie, jak dzień wcześniej, więc musiał zostać w pokoju dziewczyn
i podejrzewali, że Hermiona maczała palce w tym, żeby Harry i Ginny zostali
sami. Mieli nadzieję, że nikt nie zauważył, że Ginny i Ron na jedną noc
zamienili się pokojami, bo zapewne mieliby pogawędkę z panią Weasley, a tego
raczej każdy chciał uniknąć. Dziewczyna niecierpliwie czekała, aż Ron wróci do
pokoju, żeby nie wyruszyła na wyprawę we wczorajszych ciuchach, więc gdy tylko
pojawił się na korytarzu, natychmiast wpadła do swojego pokoju, gdy dotarł do
niej głos jej rodzicielki. Nikt nie skomentował sytuacji, więc dwójka
przyjaciół zeszła na śniadanie, gdy tylko rudzielec doprowadził się do
porządku. Dziewczyny dołączyły do nich po kilku minutach, więc wszystko zostało
pomiędzy całą czwórką.
Spokojny poranek został zakłócony
przez wejście Szalonookiego, który powiedział na wstępie:
— Obawiam się, że dom jest
obserwowany. — Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem. — Jakiś facet od
wczoraj ukrywa się w uliczce naprzeciwko.
— Trzeba to sprawdzić —
stwierdził Harry, wstając.
Razem z Moodym wyszli przed dom,
rozmawiając cicho. W tym czasie Harry użył okularów od Freda i George’a, aby
zorientować się, gdzie znajduje się osoba, o której mówił auror. Rzeczywiście,
w ciemnej uliczce naprzeciwko Kwatery Głównej kręcił się zakapturzony
mężczyzna. Harry wymienił spojrzenie z Szalonookim, uważając, żeby
śmierciożerca nie podejrzewał, że został zdemaskowany. Przeszli na drugą stronę
ulicy, rozmawiając o Ministerstwie Magii i okazało się, że Moody miał rację.
Gdy tylko zbliżyli się do mężczyzny, ten zaatakował. Harry i Moody natychmiast
odbili zaklęcie i zwalili śmierciożercę z nóg, pozbawiając go przytomności.
Auror rozejrzał się wokół, czy nie zauważył ich żaden mugol, a chłopak
natychmiast wciągnął atakującego w głąb uliczki.
— To Yaxley — zauważył z
zaskoczeniem Harry, gdy tylko ściągnął kaptur nieprzytomnemu.
— Ministerstwo musiało zatuszować
kolejną ucieczkę z Azkabanu — stwierdził ze złością Alastor.
— Pójdę po Veritaserum.
Harry prędko wrócił do domu.
— I jak? — zapytał na wstępie
Ron.
— To Yaxley.
— Yaxley?! Przecież siedzi w
Azkabanie!
— Najwidoczniej siedział.
Harry wyciągnął pudełko z
eliksirami i znalazł odpowiedni. Wyszedł, a zaraz za nim Remus. Yaxley siedział
związany i zakneblowany, patrząc ze złością na aurora. Lunatyk pomógł Harry’emu
zaaplikować mężczyźnie Eliksir Prawdy, w trakcie gdy Moody kontrolował
sytuację. Poczekali, aż mikstura zacznie działać i dopiero wtedy zaczęli
zadawać pytania.
— Po co obserwowałeś dom?
— Rozkazy Czarnego Pana. Miałem
zorientować się, czy jest tutaj Potter, a jeśli nadarzyłaby się okazja, miałem
go złapać.
— Kto poza tobą uciekł z
Azkabanu?
— Avery, Carrow, Destor, Macniar
i Nott.
— Kolejna masowa ucieczka —
mruknął Lunatyk. — Jakie plany ma Voldemort?
— Chce przejąć Hogwart.
Przez chwilę panowała cisza.
— Mów o tym wszystko, co wiesz.
— Planuje rozpocząć atak w
Hogsmeade równo za trzy tygodnie o piętnastej. Najpierw mamy przełamać resztę
zaklęć chroniących Hogwart, a później przedrzeć się do środka, pozbywając się
wszystkich, którzy będą znajdować się w środku. Pojawi się około dwustu
śmierciożerców, ponad setka dementorów i jakieś potwory, jednak nie powiedział
jakie.
— Sam będzie brał udział w walce?
— Nie wiem. Całkiem możliwe, że
pojawi się dopiero wtedy, gdy przełamiemy wszystkie zaklęcia ochronne.
— Ma jeszcze jakieś plany?
— Po zdobyciu Hogwartu ma zamiar
raz na zawsze pozbyć się Pottera, dlatego wstępnie planuje porwać jakąś bliską
mu osobę, żeby go do siebie ściągnąć.
Harry zaklął pod nosem. Na tym
przesłuchanie się skończyło. Moody postanowił powiadomić Ministerstwo Magii o
złapaniu zbiegłego śmierciożercy. Aurorzy zabrali Yaxleya, a trójka Zakonników
wróciła do domu, intensywnie dyskutując.
— Akurat teraz musiało mu się
zebrać na ataki — wkurzył się Harry, wchodząc do jadalni.
— Co robimy?
— Chyba porządnie się tym
zajmiemy po powrocie. Jeśli przez tydzień na nic nie wpadniemy, wrócimy i
jeszcze raz się tam wybierzemy po wszystkim.
— Po wszystkim? To znaczy? —
wtrącił się Syriusz.
— Riddle’owi zachciało się
zaatakować Hogwart.
Po zażartej dyskusji na ten temat
Harry wraz z pozostałymi towarzyszami teleportował się do Albanii, korzystając
ze zgody, którą zdobył dla nich Kingsley. Wylądowali w samym środku zarośniętej
puszczy. Wyciągnęli mapkę, według której musieli się kierować, aby nie pominąć
żadnego miejsca. Zaznaczyli punkt, w którym się aportowali i na podstawie
kompasu Remusa ruszyli w drogę, czujnie rozglądając się dookoła. Harry co
chwilę korzystał z okularów, które dostał od bliźniaków, by bliżej poobserwować
jakieś miejsce, które mogło mieć znaczenie przy szukaniu horkruksa. Nagle
zatrzymał się, dostrzegając ruch.
— Co jest? — pisnęła Ginny,
wbijając wzrok tam, gdzie chłopak.
Z lasu wystrzeliło stado ptaków,
które wzbiły się w powietrze.
— Już nic — odparł, ruszając
dalej.
Szli kilka godzin, gdy zaczęli
odczuwać głód, dlatego zrobili sobie postój. Remus zakreślił trasę, którą
przebyli, zaznaczając krzyżykiem miejsce przystanku. Później ruszyli w dalszą
drogę, przedzierając się przez krzaki, konary i różne inne przeszkody. Gdy
zaczęło robić się ciemno, postanowili rozpalić ognisko, postawić namiot i przygotować
kolację. Harry dostrzegł, że Ginny z ulgą ściąga buty i uśmiechnęła się do
niego lekko, jak gdyby nigdy nic, rozcierając bolące stopy. Zapewne
stwierdziła, że się nie podda i nie uskarżała się na ból.
Gdy Harry zerknął na mapkę,
stwierdził, że przeszli spory kawałek drogi, co przyjął z zadowoleniem. Nie
mieli zbyt dużo sił na rozmowy, więc zjedli posiłek i weszli do namiotu
powiększonego magicznie. Wszyscy prędko doprowadzili się do użytku w małej łazience,
żeby zmyć brud oraz pot i z ulgą położyli się w łóżkach.
Harry miał wrażenie, że gdy tylko
dotknie głową poduszki, od razu zaśnie, jednak okazało się, że było odwrotnie.
Ron chrapał od dobrych kilkunastu minut, Łapa zakopał się pod kołdrą pod sam czubek
głowy, podobnie jak Remus, a Hermiona najwyraźniej również już o czymś śniła.
Wzrok przeniósł na Ginny i trafił wprost na jej brązowe tęczówki, w których
odbijał się blask bijący z lampki, która delikatnie rozświetlała namiot.
Westchnęła z cierpiętniczą miną, nie mogąc zasnąć, a on uśmiechnął się lekko w
odpowiedzi. Odsunął się trochę, by zrobić więcej miejsca i podniósł kołdrę.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, rozejrzała po śpiących, a następnie zrzuciła z
siebie okrycie, wstała i na boso podbiegła na palcach do jego łóżka.
— Myślisz, że śpią jak zabici? —
szepnęła niemal bezgłośnie.
— Po tylu kilometrach? Nie
wątpię.
Przysunęła się jeszcze bliżej
niego, czując przyspieszone bicie serca, gdy poczuła jego dłoń na swoich
plecach. Zerknął jeszcze nad nią na pozostałych, żeby upewnić się, że nikt się
nie obudził i dopiero wtedy pozwolił sobie na pocałunek, jednocześnie wsuwając
dłoń pod cienki materiał koszulki. Jej oczy zabłyszczały, gdy uświadomiła
sobie, że robią coś, czego nie powinni w pomieszczeniu pełnym ludzi, dlatego
poczuła przypływ adrenaliny. Wiedzieli, że gdyby rzucili zaklęcie wyciszające, bez
problemu mogliby robić wszystko, co im się tylko podobało, ale w tej sytuacji
emocje były większe. Westchnęła cicho, gdy usta Harry’ego znalazły się na jej
szyi, całując delikatnie wrażliwą skórę. Zamarli, gdy któreś łóżko jęknęło z protestem,
kiedy jego lokator obrócił się na drugi bok, ale nikt się nie rozbudził. Ron
wymamrotał coś przez sen, a Ginny stłumiła chichot, gdy Harry ponownie zamarł.
— To nie jest śmieszne — szepnął,
ale uśmiechał się lekko. — To ty wpakowałaś mi się do łóżka, więc jak nas
przyłapią, wina spadnie na ciebie.
— Trudno. Będzie warto —
odpowiedziała z szerokim uśmiechem, wsuwając dłoń pod jego koszulkę, by krążyć
nią po jego brzuchu.
Harry uśmiechnął się lekko i
wrócił do składania pocałunków na jej odsłoniętej szyi.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział dobry, wiedzą już o planach Riddla, ciekawe czy uda im się znaleźć to co szukają…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia