poniedziałek, 11 maja 2015

I. Rozdział 21 - Początek wyprawy

            Gdyby nie świadomość, że już niedługo zaczną wyprawę, która będzie miała ogromne znaczenie w trakcie wojny, poranek byłby bardzo miły. Harry spojrzał na płomiennorude włosy Ginny, która spała z plecami przytulonymi do jego klatki piersiowej. Przez sen przytulił ją do siebie i musiał przyznać, że spało mu się bardzo dobrze. Pocałował ją w czubek głowy, wiedząc, że powoli muszą się zbierać, żeby nikt na nich nie czekał. Przeciągnęła się jak kotka i przewróciła na drugi bok, żeby spojrzeć w jego stronę.
— Nie idźmy — mruknęła, przytuliła się do niego i znowu zamknęła oczy.
Zaśmiał się cicho i na przebudzenie pocałował ją w usta. Uśmiechnęła się szeroko, natychmiast odwzajemniając pocałunek, ale jęknęła z zawodem, gdy odsunął się, twierdząc, że muszą się ruszyć. Z westchnięciem podniosła się z łóżka i zaczęła doprowadzać do porządku. Najwidoczniej Ron nie wrócił na noc, ponieważ kołdra znajdowała się w takim stanie, jak dzień wcześniej, więc musiał zostać w pokoju dziewczyn i podejrzewali, że Hermiona maczała palce w tym, żeby Harry i Ginny zostali sami. Mieli nadzieję, że nikt nie zauważył, że Ginny i Ron na jedną noc zamienili się pokojami, bo zapewne mieliby pogawędkę z panią Weasley, a tego raczej każdy chciał uniknąć. Dziewczyna niecierpliwie czekała, aż Ron wróci do pokoju, żeby nie wyruszyła na wyprawę we wczorajszych ciuchach, więc gdy tylko pojawił się na korytarzu, natychmiast wpadła do swojego pokoju, gdy dotarł do niej głos jej rodzicielki. Nikt nie skomentował sytuacji, więc dwójka przyjaciół zeszła na śniadanie, gdy tylko rudzielec doprowadził się do porządku. Dziewczyny dołączyły do nich po kilku minutach, więc wszystko zostało pomiędzy całą czwórką.
Spokojny poranek został zakłócony przez wejście Szalonookiego, który powiedział na wstępie:
— Obawiam się, że dom jest obserwowany. — Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem. — Jakiś facet od wczoraj ukrywa się w uliczce naprzeciwko.
— Trzeba to sprawdzić — stwierdził Harry, wstając.
Razem z Moodym wyszli przed dom, rozmawiając cicho. W tym czasie Harry użył okularów od Freda i George’a, aby zorientować się, gdzie znajduje się osoba, o której mówił auror. Rzeczywiście, w ciemnej uliczce naprzeciwko Kwatery Głównej kręcił się zakapturzony mężczyzna. Harry wymienił spojrzenie z Szalonookim, uważając, żeby śmierciożerca nie podejrzewał, że został zdemaskowany. Przeszli na drugą stronę ulicy, rozmawiając o Ministerstwie Magii i okazało się, że Moody miał rację. Gdy tylko zbliżyli się do mężczyzny, ten zaatakował. Harry i Moody natychmiast odbili zaklęcie i zwalili śmierciożercę z nóg, pozbawiając go przytomności. Auror rozejrzał się wokół, czy nie zauważył ich żaden mugol, a chłopak natychmiast wciągnął atakującego w głąb uliczki.
— To Yaxley — zauważył z zaskoczeniem Harry, gdy tylko ściągnął kaptur nieprzytomnemu.
— Ministerstwo musiało zatuszować kolejną ucieczkę z Azkabanu — stwierdził ze złością Alastor.
— Pójdę po Veritaserum.
Harry prędko wrócił do domu.
— I jak? — zapytał na wstępie Ron.
— To Yaxley.
— Yaxley?! Przecież siedzi w Azkabanie!
— Najwidoczniej siedział.
Harry wyciągnął pudełko z eliksirami i znalazł odpowiedni. Wyszedł, a zaraz za nim Remus. Yaxley siedział związany i zakneblowany, patrząc ze złością na aurora. Lunatyk pomógł Harry’emu zaaplikować mężczyźnie Eliksir Prawdy, w trakcie gdy Moody kontrolował sytuację. Poczekali, aż mikstura zacznie działać i dopiero wtedy zaczęli zadawać pytania.
— Po co obserwowałeś dom?
— Rozkazy Czarnego Pana. Miałem zorientować się, czy jest tutaj Potter, a jeśli nadarzyłaby się okazja, miałem go złapać.
— Kto poza tobą uciekł z Azkabanu?
— Avery, Carrow, Destor, Macniar i Nott.
— Kolejna masowa ucieczka — mruknął Lunatyk. — Jakie plany ma Voldemort?
— Chce przejąć Hogwart.
Przez chwilę panowała cisza.
— Mów o tym wszystko, co wiesz.
— Planuje rozpocząć atak w Hogsmeade równo za trzy tygodnie o piętnastej. Najpierw mamy przełamać resztę zaklęć chroniących Hogwart, a później przedrzeć się do środka, pozbywając się wszystkich, którzy będą znajdować się w środku. Pojawi się około dwustu śmierciożerców, ponad setka dementorów i jakieś potwory, jednak nie powiedział jakie.
— Sam będzie brał udział w walce?
— Nie wiem. Całkiem możliwe, że pojawi się dopiero wtedy, gdy przełamiemy wszystkie zaklęcia ochronne.
— Ma jeszcze jakieś plany?
— Po zdobyciu Hogwartu ma zamiar raz na zawsze pozbyć się Pottera, dlatego wstępnie planuje porwać jakąś bliską mu osobę, żeby go do siebie ściągnąć.
Harry zaklął pod nosem. Na tym przesłuchanie się skończyło. Moody postanowił powiadomić Ministerstwo Magii o złapaniu zbiegłego śmierciożercy. Aurorzy zabrali Yaxleya, a trójka Zakonników wróciła do domu, intensywnie dyskutując.
— Akurat teraz musiało mu się zebrać na ataki — wkurzył się Harry, wchodząc do jadalni.
— Co robimy?
— Chyba porządnie się tym zajmiemy po powrocie. Jeśli przez tydzień na nic nie wpadniemy, wrócimy i jeszcze raz się tam wybierzemy po wszystkim.
— Po wszystkim? To znaczy? — wtrącił się Syriusz.
— Riddle’owi zachciało się zaatakować Hogwart.
Po zażartej dyskusji na ten temat Harry wraz z pozostałymi towarzyszami teleportował się do Albanii, korzystając ze zgody, którą zdobył dla nich Kingsley. Wylądowali w samym środku zarośniętej puszczy. Wyciągnęli mapkę, według której musieli się kierować, aby nie pominąć żadnego miejsca. Zaznaczyli punkt, w którym się aportowali i na podstawie kompasu Remusa ruszyli w drogę, czujnie rozglądając się dookoła. Harry co chwilę korzystał z okularów, które dostał od bliźniaków, by bliżej poobserwować jakieś miejsce, które mogło mieć znaczenie przy szukaniu horkruksa. Nagle zatrzymał się, dostrzegając ruch.
— Co jest? — pisnęła Ginny, wbijając wzrok tam, gdzie chłopak.
Z lasu wystrzeliło stado ptaków, które wzbiły się w powietrze.
— Już nic — odparł, ruszając dalej.
Szli kilka godzin, gdy zaczęli odczuwać głód, dlatego zrobili sobie postój. Remus zakreślił trasę, którą przebyli, zaznaczając krzyżykiem miejsce przystanku. Później ruszyli w dalszą drogę, przedzierając się przez krzaki, konary i różne inne przeszkody. Gdy zaczęło robić się ciemno, postanowili rozpalić ognisko, postawić namiot i przygotować kolację. Harry dostrzegł, że Ginny z ulgą ściąga buty i uśmiechnęła się do niego lekko, jak gdyby nigdy nic, rozcierając bolące stopy. Zapewne stwierdziła, że się nie podda i nie uskarżała się na ból.
Gdy Harry zerknął na mapkę, stwierdził, że przeszli spory kawałek drogi, co przyjął z zadowoleniem. Nie mieli zbyt dużo sił na rozmowy, więc zjedli posiłek i weszli do namiotu powiększonego magicznie. Wszyscy prędko doprowadzili się do użytku w małej łazience, żeby zmyć brud oraz pot i z ulgą położyli się w łóżkach.
Harry miał wrażenie, że gdy tylko dotknie głową poduszki, od razu zaśnie, jednak okazało się, że było odwrotnie. Ron chrapał od dobrych kilkunastu minut, Łapa zakopał się pod kołdrą pod sam czubek głowy, podobnie jak Remus, a Hermiona najwyraźniej również już o czymś śniła. Wzrok przeniósł na Ginny i trafił wprost na jej brązowe tęczówki, w których odbijał się blask bijący z lampki, która delikatnie rozświetlała namiot. Westchnęła z cierpiętniczą miną, nie mogąc zasnąć, a on uśmiechnął się lekko w odpowiedzi. Odsunął się trochę, by zrobić więcej miejsca i podniósł kołdrę. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, rozejrzała po śpiących, a następnie zrzuciła z siebie okrycie, wstała i na boso podbiegła na palcach do jego łóżka.
— Myślisz, że śpią jak zabici? — szepnęła niemal bezgłośnie.
— Po tylu kilometrach? Nie wątpię.
Przysunęła się jeszcze bliżej niego, czując przyspieszone bicie serca, gdy poczuła jego dłoń na swoich plecach. Zerknął jeszcze nad nią na pozostałych, żeby upewnić się, że nikt się nie obudził i dopiero wtedy pozwolił sobie na pocałunek, jednocześnie wsuwając dłoń pod cienki materiał koszulki. Jej oczy zabłyszczały, gdy uświadomiła sobie, że robią coś, czego nie powinni w pomieszczeniu pełnym ludzi, dlatego poczuła przypływ adrenaliny. Wiedzieli, że gdyby rzucili zaklęcie wyciszające, bez problemu mogliby robić wszystko, co im się tylko podobało, ale w tej sytuacji emocje były większe. Westchnęła cicho, gdy usta Harry’ego znalazły się na jej szyi, całując delikatnie wrażliwą skórę. Zamarli, gdy któreś łóżko jęknęło z protestem, kiedy jego lokator obrócił się na drugi bok, ale nikt się nie rozbudził. Ron wymamrotał coś przez sen, a Ginny stłumiła chichot, gdy Harry ponownie zamarł.
— To nie jest śmieszne — szepnął, ale uśmiechał się lekko. — To ty wpakowałaś mi się do łóżka, więc jak nas przyłapią, wina spadnie na ciebie.
— Trudno. Będzie warto — odpowiedziała z szerokim uśmiechem, wsuwając dłoń pod jego koszulkę, by krążyć nią po jego brzuchu.
Harry uśmiechnął się lekko i wrócił do składania pocałunków na jej odsłoniętej szyi.

1 komentarz:

  1. Hej,
    rozdział dobry, wiedzą już o planach Riddla, ciekawe czy uda im się znaleźć to co szukają…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń