Gdy kolejnego dnia zawitali do
szpitala, Harry jeszcze spał, jednak po usłyszeniu dźwięku otwierających się
drzwi natychmiast się obudził. Zapomniał, że nie jest w zbyt dobrym stanie,
więc przewrócenie się na plecy kosztowało go sporo bólu, dlatego niemiłosiernie
się krzywił, zanim przybrał wygodną pozycję. Nie sądził, że tyle czasu po
torturach jeszcze tak bardzo wszystko będzie go bolało, ale według uzdrowiciela
silne zaklęcia Cruciatus mogły uszkodzić wiele narządów, dlatego tak się
działo.
Widział, jak bardzo jego
przyjaciele starają się poprawić mu humor i był im za to wdzięczny, ale nic nie
mógł poradzić na to, że w głowie cały czas świtały mu najgorsze myśli. Niemal
jęknął z rozpaczy, gdy uzdrowiciel przyniósł mu najbardziej ohydny eliksir,
jaki kiedykolwiek pił w swoim życiu. Ron wybuchnął śmiechem, kiedy zaczął
wzdrygać się i krzywić, robiąc najdziwniejsze miny, jakie widzieli. Syriusz
zerknął na niego z rozbawieniem i zwrócił się do lekarza:
— Kiedy go wypuścicie?
— Myślę, że za kilka dni, gdy
tylko skutki zaklęć przestaną oddziaływać na organizm w takim stopniu, jak
teraz.
— Chyba się porzygam. Co za
świństwo — wydusił Harry.
— Te najokropniejsze eliksiry są
najbardziej skuteczne — zauważył uzdrowiciel.
— Cóż za pocieszająca perspektywa
— mruknął, a mężczyzna wysłał mu lekki uśmieszek i wyszedł. — Skąd tu się
wzięła moja różdżka? — zapytał, więc opowiedzieli mu o paczce i liście, a on
potwierdził ich przypuszczenia, że adresatem był Glizdogon.
Rozmowę przerwał im hałas
dochodzący zza drzwi, a po chwili otworzyły się one z hukiem, ukazując
bliźniaków, Tonks, Billa, Fleur, Neville’a, Lunę, państwo Weasley i Hagrida.
Harry uniósł brwi ze zdumienia, a Syriusz roześmiał się.
— To twoja sprawka — powiedział
chłopak do chrzestnego, a ten wyszczerzył zęby.
— Harry, kochaneczku — rzekła
pani Weasley i wycałowała go ze szczególną ostrożnością.
Zaczęli mówić jeden przez
drugiego, więc chłopak nie był w stanie nic zrozumieć. Patrzył na nich z głupią
miną, wyłapując tylko pojedyncze słówka. Bliźniacy bredzili coś o ich nowym
wynalazku, pani Weasley niemal zalewała się łzami, mówiąc o tym, jak się o
niego martwiła, pan Weasley przeżywał swoje pierwsze spotkanie z budzikiem,
Luna komentowała swoją wyprawę po chrapaki… Ginny wybuchnęła chichotem, gdy
spojrzał na nią z dezorientacją. Wreszcie wszyscy zamilkli.
— Okay, teraz niech każdy powie
to jeszcze raz, po kolei — stwierdził Harry, co spotkało się ze śmiechem gości.
W pewnym momencie do sali wpadł
uzdrowiciel i zaczął wszystkich przekrzykiwać, żeby wyszli, bo to
niedopuszczalne, żeby przy pacjencie było tyle osób, jednak wyszedł
zrezygnowany po tym, jak Hagrid klepnął go w ramię, aż ugięły się pod nim nogi.
Gdy przyszedł po raz kolejny, Harry się wzdrygnął, bo dostrzegł w jego dłoni
kolejny eliksir. Uzdrowiciel bez słowa podał mu fiolkę, ale chłopak zakrył się
kołdrą, jęcząc, że go nie zmusi, co spotkało się z chichotami bliźniaków. Gdy
jednak zaczął odczuwać nieprzyjemne skurcze, wyłonił się spod kołdry i ze
zrezygnowaniem wypił miksturę. Skrzywieniom nie było końca. Lekarz doprosił się
wreszcie, aby większość wyszła, twierdząc, że pacjent musi odpoczywać, żeby
szybciej wrócił do poprzedniej formy.
Wieczorem został tylko z
Syriuszem, chociaż wolałby zostać sam, żeby mężczyzna nie dostrzegł, że jego
dobry humor to tylko pozory. Wszystko zaczęło mu ciążyć i wiedział, że jeśli
Łapa nie wyjdzie, załamie się na jego oczach. On jednak twardo siedział na
miejscu i po kilku minutach Harry zorientował się, że tak naprawdę jego chrzestny
wie, co się z nim w środku dzieje. Przełknął z trudem ślinę, żeby pokonać gulę,
która stanęła mu w gardle.
— Cały dzień tutaj siedzisz. Nie
chce ci się wrócić do domu? — zdołał wreszcie powiedzieć.
Syriusz spojrzał na niego z
troską.
— Cały dzień udajesz, że jest
okay. Nie chce ci się tego z siebie wyrzucić?
Harry patrzył na niego przez
chwilę pustym wzrokiem.
— O czym ty mówisz? — brnął w
zaparte.
Łapa pokręcił głową z
politowaniem.
— Nie jestem ślepy.
— Ale…
— Daj spokój — szepnął Łapa, więc
Harry zamilkł z wiedzą, że chrzestny go rozszyfrował i jego sprzeciwy nie
zmienią punktu widzenia mężczyzny.
Nieświadomie nerwowo zaczął
zaciskać dłoń na kołdrze, co nie uszło uwadze Syriusza.
— Tak to widać? — spytał wreszcie
cicho chłopak.
— Za dobrze cię znamy — odpowiedział
z troską.
— No tak.
Przez chwilę między nimi panowała
cisza, ale Łapa nie miał zamiaru na niego naciskać.
— Zastanawiam się, czy nie byłoby
lepiej, gdyby mnie tam od razu zabił.
Syriusz miał wrażenie, jakby coś
ciężkiego zdzieliło go w twarz, gdy usłyszał te słowa.
— Co ty mówisz? — wydukał.
— I tak musi mnie zabić, więc co
za różnica. Mogłem was wysłać, a siebie zostawić.
— Przestań tak mówić.
— Nie mam racji?
— Harry! Rany boskie, co ty
mówisz?
— Przecież wiesz, że taka jest
prawda — powiedział słabo.
— Przestań, rozumiesz? Nie możesz
się poddać, jemu właśnie o to chodzi. Musisz być silny.
— To chyba dla mnie za dużo —
szepnął. — Nie dam rady.
— Bo sobie to wmawiasz, a tak
naprawdę jesteś w stanie go pokonać.
Harry roześmiał się słabo.
— W co ty wierzysz?
— W ciebie wierzę.
Zapadła cisza. Harry wpatrywał
się w Syriusza z zaskoczeniem, widząc jego twardy wzrok.
— Wszyscy w ciebie wierzymy —
dodał spokojniej Łapa. — Nie obchodzi nas jakaś durna przepowiednia, rozumiesz?
Ty nas obchodzisz i nie mamy zamiaru popchnąć cię w łapy tego idioty, żeby cię
zabił, bo ktoś tak sobie wymyślił. Walczymy o ciebie, więc ty też zacznij o
siebie walczyć.
Rozmowę przerwał im wchodzący do
środka uzdrowiciel. Mężczyzna spojrzał na Łapę z naganą, widząc, że jeszcze
tutaj siedzi, więc ten mruknął, że już wychodzi. Wstał i spojrzał jeszcze na
Harry’ego, by rzec:
— Pamiętaj, co ci powiedziałem.
Po chwili zniknął, a uzdrowiciel
podał chłopakowi najokropniejszy eliksir wszechczasów i eliksir na sen. Harry
przez moment z zamyśleniem wpatrywał się w okno, a później zażył lekarstwa, by
zapaść w głęboki sen.
Syriusz nie
czuł się szczęśliwy po powrocie do domu. Niezbyt optymistyczne słowa
chrześniaka wryły mu się w pamięć i nie chciały dać spokoju, mimo jego usilnych
prób. Nie zwracał uwagi na to, że bezmyślnie wpatruje się przed siebie, nie
docierały do niego słowa domowników Grimmauld Place 12. Nigdy nie widział
takiego bólu w oczach chłopaka. Najwidoczniej był u kresu wytrzymałości i nie
potrafił dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
Przypomniał sobie reakcję
Harry’ego, gdy zaproponował mu wspólne mieszkanie. Jego oczy były pełne
szczerego szczęścia. Wiedział, że wtedy mogliby być prawdziwą rodziną, czego
obaj bardzo pragnęli. Miłość Molly Weasley nigdy nie mogła zastąpić chłopakowi
miłości rodzonej matki, jednak Łapa cieszył się, że ma w niej tak wielkie
oparcie. Dodatkowo miał przyjaciół, którzy poszliby za nim w ogień i Syriusz
uświadomił sobie, jak bardzo ich sytuacje były podobne. Nigdy nie odczuwał
miłości swojej matki, jednak rodzicielka Jamesa zawsze przychodziła mu z
pomocą, gdy tylko jej potrzebował. Tak jak Harry nie przejmował się czystością
krwi i przyjaźnił się również z mugolakami. Teraz pozostał mu tylko Remus.
Stracił Jamesa, Petera, Lily. I Amy. Niemal głośno westchnął, przypominając
sobie jej piękne, duże, niebieskie oczy i długie loki w kolorze smoły. Była
miłością jego życia, jednak śmierciożercy odebrali mu również ją.
Odrzucił te myśli na bok. Teraz
liczyło się to, żeby Harry wrócił do zdrowia. Spojrzał na Lunatyka, z którym
został sam na sam.
— Wiesz, co mi powiedział? —
zaczął niepewnie Syriusz. — Że byłoby lepiej, gdyby zginął na tym cmentarzu.
Remus siedział w milczeniu przez
kilka chwil.
— Nie wierzy, że uda mu się
przeżyć — ciągnął Łapa, a głos powoli zaczął mu się łamać. — Było lepiej, a
teraz znowu jest gorzej…
— To normalne — powiedział
wreszcie cicho Lunatyk. — Tortury oddziałują na psychikę. Potrzebuje czasu,
żeby dojść do siebie i znowu uwierzyć.
— Boję się, że w końcu nie
wytrzyma tego obciążenia i coś sobie zrobi albo coś mu się stanie. Cały dzień
udawał przed nami, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę wszystko mu się
wali na głowę.
— Daj mu trochę czasu.
— Mam nadzieję, że masz rację.
Ja też.
Hej,
OdpowiedzUsuńSyriusz domyślić się co męczy Harrego, teraz potrzebni są mu przyjaciele
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia