Kolejnego poranka pani Weasley przywitała ich z uśmiechem od ucha
do ucha, od razu stawiając na stole śniadanie. Harry zaproponował mały mecz
quidditcha, na który wszyscy z ochotą się zgodzili. Hermiona nie była zbyt
przekonana do tego pomysłu, jednak dała się namówić i po obiedzie stawiła się
wraz z resztą przyjaciół na podwórku niedaleko Nory. Rozdzielili się na dwie
grupy. Bawili się tak dobrze, że nie zeszli z boiska do samego wieczora.
Następnego dnia Harry doszedł do wniosku, że do końca tygodnia nie
będą mieli zbyt dużo czasu dla siebie, ponieważ pani Weasley stwierdziła, że
czas zacząć przygotowania do ślubu. Piątego sierpnia gospodyni zarządziła wypad
na ulicę Pokątną w celu kupna prezentów dla młodej pary. Harry został obudzony
przez panią Weasley dość delikatnie, ale Ron nie miał już takiego szczęścia.
Brunet uznał, że matka nie jest dla rudzielca litościwa, gdy krzyknęła,
zrywając kołdrę z syna:
— Wstawaj, Ronaldzie!
— Mamo — jęknął chłopak w poduszkę — nie tak brutalnie.
Z wielkim bólem wstali, ubrali się i zeszli na śniadanie. Po
posiłku wszyscy stawili się przy kominku. Jeden po drugim zaczęli przedostawać
się na ulicę Pokątną. Gdy wszyscy byli już na miejscu, odezwał się pan Weasley:
— Myślę, że będzie najlepiej, jeśli się rozdzielimy. Co wy na to,
dzieciaki?
— Czy to rozsądne, Arturze? — zaniepokoiła się jego żona. — W tych
czasach...
Ron niemal od razu zaczął zrzędzić, że traktuje ich jak małe
dzieci, a nie dorosłych ludzi, dlatego odpuściła. Państwo Weasley wraz z Ginny
postanowili wybrać się do nowego Centrum Magiczno-Handlowego. Harry, Ron i
Hermiona mieli dwie godziny na załatwienie wszystkich swoich spraw, jednak po
przejściu całej Pokątnej również wylądowali w nowo otwartym centrum handlowym.
W jednym ze sklepów Harry stanął przed lustrem, które zaczęło wrzeszczeć, żeby
doprowadził swoje włosy do porządku. Od sprzedawczyni dowiedział się, że lustro
udziela bardzo dosłownych rad dotyczących wyglądu osobie, która przed nim stanie.
Postanowił kupić je dla Billa i Fleur. Hermiona wybrała lusterka dwukierunkowe,
a Rona zainspirował pomysł Ginny i zakupił dwie kulki, które pokazywały, kiedy
druga osoba myśli o swoim partnerze. Gdy każdy z nich miał coś dla pary młodej,
skierowali się do sklepu Freda i George'a, gdzie umówieni byli z resztą
Weasleyów. Na miejscu wybrali sobie kilka najlepszych rzeczy. W Dziurawym Kotle
skorzystali z Sieci Fiuu, by dostać się do Nory.
Po wyczerpującym dniu każdego dość szybko zmorzył sen, jednak nie
dla wszystkich był on spokojny.
Stał przed
śmierciożercami, czując, że nie znajduje się w swoim ciele. Upewnił się, że coś
jest nie tak, gdy nagle przemówił chłodnym i piskliwym głosem, chociaż wcale
nie miał takiego zamiaru:
— Więc ten
zdrajca krwi, Weasley, się żeni... I będzie tam Potter, tak?
— Tak,
panie...
W zamyśleniu
zaczął krążyć po pokoju.
— W takim
razie złożymy im wizytę. Severusie, zorganizuj mały wypad na wesele o
osiemnastej. Myślę, że bardzo się ucieszą z niespodziewanych gości.
—
Oczywiście, panie.
Mężczyzna skłonił
się przed nim i natychmiast wyszedł.
— Wy także
możecie odejść — dodał lekceważąco do pozostałych śmierciożerców, odwracając
się w stronę lustra.
Zobaczył
czerwone oczy, wąskie szparki zamiast nosa i bladą twarz węża...
Harry obudził się z krzykiem. Chciał zerwać się z łóżka, ale
kołdra zawinęła się wokół jego nóg, dlatego spadł z hukiem na ziemię.
— Harry! Czekaj! Pomogę ci! — Ron podniósł głos, żeby do niego
dotrzeć.
Na korytarzu rozległ się szum, zwiastując nadejście niemal
wszystkich domowników. Harry nie mógł powstrzymać drżenia całego ciała.
— Co się stało? — spytał natychmiast pan Weasley, z roztargnieniem
rozglądając się po pomieszczeniu.
— O osiemnastej na weselu pojawią się śmierciożercy — odpowiedział
prędko Harry.
Pani Weasley wciągnęła głośno powietrze z przerażeniem na twarzy.
— Znowu miałeś wizję? — spytała Hermiona z nieukrywanym lękiem. Harry
w odpowiedzi skinął głową. Nadal cały drżąc, wstał i usiadł na łóżku. — Ale to
miało się skończyć...
— Miało — mruknął jedynie.
— Zajmę się ochroną. Sprowadzę aurorów i wszystkich z Zakonu —
rzekł pan Weasley po chwili i wyszedł.
— Prześpij się jeszcze, kochaneczku — powiedziała pani Weasley w
stronę bruneta.
Gdy wszyscy wyszli, zostawiając Harry’ego i Rona samych, obaj
chłopcy położyli się do swoich łóżek. Rudzielec nadal wyglądał na lekko
przerażonego.
— Wiedziałem, że Snape to szumowina, ale nie sądziłem, że aż tak
wielka — palnął nagle brunet, a Ron aż podskoczył na jego słowa.
— O czym ty mówisz?
— To od niego Voldemort dowiedział się o ślubie.
Ron wytrzeszczył oczy, a po chwili z jego ust wydostała się fala
obraźliwych słów w stronę nauczyciela eliksirów. Harry jeszcze długo nie mógł
zasnąć, cały czas myśląc o wizji, chociaż miał świadomość, że rano będzie
musiał wcześnie wstać, gdyż w Norze mieli się zjawić państwo Delacour.
Poranek okazał się dość męczący. Niespokojna noc widoczna była na
jego markotnej twarzy. Pan Weasley powiadomił go, że aurorzy i Zakon Feniksa
będą na miejscu w dzień ślubu już kilka godzin przed atakiem, aby ochraniać
parę młodą i ich gości. Równo o dziesiątej na podwórku pojawili się rodzice i
siostra Fleur. Harry czuł się skrępowany, widząc wzrok Gabriele, która chyba
nadal wierzyła, że trzy lata temu uratował jej życie. Do końca dnia przygotowywali
dom i ogród do ślubu, ledwo znajdując czas na krótką rozmowę.
Kolejny dzień rozpoczął się od nerwowego krzyku pani Weasley,
która od świtu krążyła między domem a podwórkiem, upewniając się, że wszystko
jest zapięte na ostatni guzik. Harry spojrzał na zaspanego Rona, który jęczał,
że chce spać. Chwilę później jego matka wyrzuciła go z łóżka, mówiąc, że nie ma
czasu na spanie, bo niedługo zacznie się uroczystość i muszą zająć się
ostatnimi poprawkami i powitaniem gości. Nie mając wyboru, z widocznym bólem na
twarzy, poszedł po swoją szatę wyjściową, biorąc przykład z Harry’ego. Brunet właśnie
stał przy lustrze i próbował przygładzić swoje włosy, które odstawały w każdą
stronę, kiedy do pokoju wszedł zdenerwowany chłopak, krzycząc:
— Beznadzieja! Zobacz! Spójrz na moją szatę!
— Widzę, że ta z balu bardziej przypadła ci do gustu — roześmiał
się Harry, a rudzielec spojrzał na niego z przerażeniem.
— Żartujesz? To było kompletne dno. — Spojrzał w lustro i musiał
przyznać, że mimo wszystko szata jest o stokroć lepsza od tej, którą miał na
balu. — No to zobacz moje włosy! — znalazł kolejny powód do narzekania. —
Koszmar!
— No co ty nie powiesz? — prychnął Harry, przyciskając z całej
siły dłonie do czubka głowy, co spotkało się ze śmiechem rudzielca.
Drzwi do pokoju otworzyły się i weszła Hermiona.
— Ron, słychać cię w całym domu — oznajmiła na wstępie.
— Też by cię było słychać, gdybyś miała problem, od którego zależy
twoje życie.
— To znaczy? — zdziwiła się.
— Nasze włosy!
Wywróciła oczami. Machnęła różdżką, mrucząc cicho zaklęcie, a po
chwili w jej dłoni wylądowała tubka z żelem.
— Użyłam go na balu w czwartej klasie. — Rzuciła opakowanie
Harry’emu, który bez problemu je złapał. — Gdy skończycie, podrzućcie mi do
pokoju, bo też będzie mi potrzebny.
— Hermiono, jesteś wielka — oznajmił Ron.
Dziewczyna zarumieniła się i bez słowa wyszła. Harry zerknął na
Rona i dostrzegł głupkowaty uśmiech na twarzy chłopaka, więc zagadnął:
— Ale jej ćwierkasz.
— Co? — odparł niepewnie.
— Nie udawaj głupiego. Dobrze wiem, że na siebie lecicie.
— To aż tak widać? — wystraszył się Ron, a po chwili jego policzki
przybrały odcień purpury.
— Ja widzę — roześmiał się Harry.
Ron nic nie odpowiedział, ale brunet dostrzegł, że od razu
poprawił mu się humor. Po doprowadzeniu swoich włosów do względnego porządku
poszli na podwórko, gdzie mieli prowadzić gości na odpowiednie miejsca.
Towarzyszyli im bliźniacy, którzy zagadywali do najładniejszych kobiet. Pół
godziny później Ron i Harry stanęli zaskoczeni w miejscach, gdy z domu wyłoniły
się Ginny i Hermiona. Rudowłosa włożyła na siebie sukienkę w beżowym odcieniu, uniosła
włosy, lekko je spinając i zrobiła delikatny makijaż. Hermiona z kolei wybrała
jasnofioletową sukienkę do kolan i przygładziła włosy, zaczesując je do tyłu.
Ron zaczął się jąkać, nie wiedząc, co powiedzieć, więc Harry go wyręczył:
— Pięknie wyglądacie.
— No właśnie — dodał z ulgą rudzielec, co spotkało się z kolejnym
rumieńcem Hermiony.
Podziękowała, posyłając uśmiech Ronowi i tym razem on zrobił się
czerwony. Ginny wymieniła z Harrym spojrzenia i zaproponowała, żeby usiedli. Po
kilku minutach pojawiła się Fleur, która wyglądała olśniewająco. Ubrała
zwiewną, białą suknię do ziemi, a w dłoniach trzymała mały bukiet kwiatów. Nie
miała na twarzy niemal żadnego makijażu, ponieważ była naturalnie piękną
kobietą i nie był on jej potrzebny. Ceremonia przebiegła w spokojnej
atmosferze, chociaż całość psuł widok aurorów gotowych do walki. Gdy goście
usiedli przy stolikach, zaczęła grać muzyka. Harry zaprosił Ginny do tańca,
chociaż w myślach powtarzał, jak bardzo tego nienawidzi. Popatrzył na Rona i
kopnął go lekko w kostkę, zerkając znacząco na Hermionę. Pojął aluzję i z
widocznym oporem zapytał:
— Zatańczysz?
Spojrzała na niego ze szczerym zdumieniem, ale zgodziła się. Po
dość długim czasie spędzonym na parkiecie Harry stwierdził, że z odpowiednią
partnerką, z którą mógł porozmawiać o bzdurach i się powygłupiać, taniec nie
jest taki zły. Gdy poleciały nuty do wolnej piosenki, widocznie się zawahał, bo
nie chciał podeptać jej po nogach. Dostrzegła jego zbolałą minę, dlatego
zaśmiała się i postanowiła nauczyć go tańczyć do wolnych melodii. Harry zerknął
na zegar. Zostało zaledwie pięć minut do przybycia śmierciożerców.
— Zaraz się pojawią — powiedział cicho do Ginny.
Spojrzała na niego z lekkim niepokojem bez słowa. Zeszli z
parkietu, trzymając się za ręce, żeby przygotować się do tego, co miało
niedługo nadejść. Zapanowała nerwowa atmosfera. Osoby zorientowane w sytuacji
rozglądały się wokół siebie, czekając na atak.
Kilka minut później rozległ się trzask, a potem krzyki. Zakon,
aurorzy i niektórzy goście zareagowali natychmiast, stawiając tarcze przed
zdezorientowanymi ludźmi. Harry, Ron, Hermiona i Ginny nie zawahali się ani
chwili i dołączyli do bitwy. Harry cisnął klątwą w stojącego najbliżej
śmierciożercę, dostrzegając kątem oka Moody’ego walczącego jednocześnie z
Dołohowem i jakimś nieznanym śmierciożercą. Obok niego Remus pojedynkował się z
Averym, a Tonks umykała przed zaklęciem uśmiercającym rzuconym przez Alectę
Carrow. Nagle ktoś strzelił w niego czerwonym promieniem, jednak w ostatniej
chwili uchylił się. Rozpoznał twarz Amycusa Carrowa, którego list gończy
niejednokrotnie widział w Proroku
Codziennym. Natychmiast rzucił w niego zaklęciem Impediento, ale ten zdołał
odskoczyć na bok. Harry nie czekał, aż mężczyzna go zaatakuje, lecz oplótł go
linami i oszołomił. W jego stronę poleciało zaklęcie uśmiercające, więc prędko
padł na ziemię, żeby uniknąć promienia. Gdy się podnosił, zobaczył Ginny
walczącą z nieznanym mu śmierciożercą. Serce stanęło mu w miejscu, kiedy
dostrzegł, że od tyłu poluje na nią Fenrir Greyback. Nie zastanawiając się, Harry
wycelował w niego różdżką i krzyknął:
— Drętwota!
Siła zaklęcia była tak duża, że wilkołak stracił przytomność i
przeleciał kilka metrów w powietrzu, lądując niedaleko Rona walczącego z
Nottem. Rudzielec rzucił Zaklęcie Pełnego Porażenia Ciała, czym wyeliminował
śmierciożercę z walki. Słudzy Voldemorta zaczęli przegrywać i chyba sami powoli
zdawali sobie z tego sprawę. Harry jednak nie zwrócił na to uwagi, ponieważ
zauważył Bellatriks. Popędził w jej stronę i cisnął w nią zaklęciem
oszałamiającym, jednak zdążyła zrobić unik. Żadne z nich nie chciało odpuścić,
dlatego walka była bardzo zacięta, choć Harry znał o wiele mniej klątw.
— Crucio! — krzyknęła
Bella, więc chłopak szybko odskoczył na bok. — Już się pogodziłeś ze śmiercią tego
psa i miłośnika mugoli? — zaszydziła.
Nienawiść do niej jeszcze bardziej wzrosła. Nie zapanował nad
nerwami, dlatego dał upust swojej złości.
— Crucio!
Bellatriks kompletnie nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
Nie zdołała uniknąć promienia, dlatego zaczęła wić się z bólu, ale powstrzymała
krzyk. Harry nie zastanawiał się, czy to dzięki jej silnej woli, czy zaklęcie
było słabe, ale mało go to obchodziło. Ważne było, że sprawił jej ból. Chociaż
najmniejszy. Nagle ktoś ryknął:
— Harry! Uwaga!
Chłopak natychmiast się obrócił i zobaczył promień zielonego
światła. Padł na ziemię, a urok przeleciał tuż nad nim. Natychmiast zerwał się
z powrotem na nogi. Usłyszał krzyk Hermiony, dlatego prędko odwrócił się i z
przerażeniem dostrzegł dziewczynę wijącą się z bólu.
— Eveno!*
Zaklęcie przestało działać. Hermiona podniosła się, gotowa do
dalszej walki.
— Crucio!
Ból przeszył mu całe ciało, gdy urok Bellatriks uderzył go w sam
środek pleców. Coś parzyło go od środka, jakby ktoś rozlał w jego ciele lawę.
Mimowolnie upadł na ziemię. Z jego gardła wydobył się głośny jęk pełen
cierpienia.
— Eveno! — usłyszał głos
Hermiony jak zza grubej szyby.
To dało mu chwilę wytchnienia. Zdołał się podnieść, choć trzęsły
mu się kolana, a dłonie mocno drżały. Wiedział, że nie zdąży powrócić do
intensywnej walki z Bellatriks, jednak zainterweniowała Ginny, która oszołomiła
kobietę. Jej miejsce szybko jednak zajął
kolejny przeciwnik, który zaczął w niego rzucać klątwami.
— Impediento! Impervius! Drętwota! —
Każde z zaklęć uderzyło prosto w
śmierciożercę, który stracił świadomość.
Harry spostrzegł, że wielu popleczników Voldemorta już leży nieprzytomnych
i zdziwił się, że jeszcze się nie wycofali, jednak chwilę później domyślił się,
dlaczego tego nie zrobili. Nagle ogarnął go chłód i uczucie przygnębienia, co
mogło oznaczać tylko jedno.
— Dementorzy!
Na oko Harry’ego pojawiło się około stu dementorów, dlatego
natychmiast przypomniał sobie swoje najszczęśliwsze dni w życiu. Pomyślał o
Ginny.
— Expecto Patronum!
Z jego różdżki wydobyła się biała mgiełka, która przemieniła się w
jelenia. Patronusy innych uczestników wesela oraz ochrony dołączyły do niego
chwilę później. Nikt nie odpuścił, dopóki nie pozbyli się wszystkich potworów. W
tym czasie Bella odzyskała przytomność. Harry spostrzegł to w ostatniej chwili,
dlatego ledwo zdołał obronić się przed jej atakiem.
— Drętwota! — krzyknął,
słysząc dookoła siebie odgłosy walki.
— Protego!
Odbite zaklęcie z całą siłą ruszyło w jego stronę. Odskoczył na
bok, a promień przeleciał obok niego.
— Tarantallegra!
Cudem udało mu się trafić. Nogi Bellatriks zaczęły wykonywać
dzikie pląsy, jednak kobieta w ogóle się tym nie przyjęła, prędko mrucząc
przeciwzaklęcie. Coś się w nim zagotowało, gdy usłyszał znienawidzony głos
Snape’a:
— Deportujemy się! Sectumsempra!
Harry zaczął odwracać się w połowie słowa. Zachwiał się na moment,
gdy nadepnął na wystający kamień. Zobaczył zaklęcie pędzące w jego stronę.
Ginny krzyknęła, ale było za późno na jakąkolwiek reakcję. Z ciała chłopaka trysnęła
krew. Niewidzialne noże rozcięły mu ubranie i przebiły się przez nie, raniąc
skórę na całej klatce piersiowej i brzuchu. Rozległ się trzask, gdy
śmierciożercy zniknęli.
Niekontrolowanie Harry upadł na kolana. Widział krew, która
płynęła z jego ran. Niemal całe ubranie przesiąkło czerwienią. Zobaczył
podbiegających do niego Rona, Hermionę, Ginny, Remusa i państwa Weasley. Obraz zamazywał
się coraz bardziej, aż w końcu przestał widzieć cokolwiek.
*Eveno —
przerywa zaklęcie
Witam,
OdpowiedzUsuńoch dobrze, ze Harry miał ten sen, to chociaż była ochrona, ale zastanawia mnie Snape...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
BARBARO!!!
UsuńWiesz, jakie to denerwujące? Nic w tym komie nie wnosisz!
Mało komów życzę tobie...
Pozdrawiam serdecznie Lily
Ooo.. tak! Lubię, kiedy dużo się dzieje.:)
OdpowiedzUsuńNa początek coś o wizji. Czy to przypadek, że Harry ją miał, a Voldemort nie był tego świadomy? Nie, nie sądzę... Mam wrażenie, że za tym kryje się coś więcej. Ale przynajmniej dobrze, że Harry w ogóle ją miał. Gdyby ludzie nie byli świadomi zagrożenia, to skutki ataku mogłyby być katastrofalne. W końcu wszyscy wiemy, co dzieje się na weselach i na ile niektórzy sobie pozwalają. :)
Jeśli chodzi o sam moment przebudzenia... Nie wiem, jak Harry mógł przyjąć to z takim spokojem. Ja bym się czuł źle, gdyby nagle kilka osób wpadło do mnie do pokoju. Okej, miał wizję, zapewne się szarpał, a może nawet krzyczał. Mimo to dla mnie taka sytuacja byłaby lekko żenująca.:)
Kiedy Harry powiedział, że dziewczyny wyglądają pięknie, dotarło do mnie, że w ostatnim komentarzu napisałem prawdę. Harry naprawdę jest inny i bardzo mnie to cieszy. Nie lubię, kiedy ludzie nie wiedzą, jak powinni się zachować w tak prozaicznych sytuacjach. Na szczęście Harry taki nie jest i dodatkowo szlifuje umiejętności Rona.
No i na koniec walka. Fajnie, bardzo fajnie! Trzeci rozdział, a już tyle się dzieje.:) Denerwuje mnie tylko jeden szczegół (nie mówię, że to Twoja wina): Harry i spółka są po szóstym roku (nie licząc Ginny) i w pojedynku używają "Tarantallegra". Ludzie, takimi zaklęciami to się można bawić w pierwszej, góra drugiej klasie! Zupełnie, jakby się niczego w Hogwarcie nie uczyli...
I jeszcze jedno. Jakie życie potrafi być nieprzeniknione, prawda? Głupi zbieg okoliczności, niewinny kamień i proszę - Harry obrywa poważnym zaklęciem. Nawiasem mówiąc, mam wrażenie, że sposób bycia Snapa jest inny, niż się nam wydaje.
Pozdrawiam i życzę weny! :D