Kłótnia.
Kolejna. Z tego samego powodu co zwykle. Często nie było go w domu, bo
wyjeżdżał w trasy koncertowe. W międzyczasie nagrywali kolejną płytę, co
zabierało im jeszcze więcej czasu. Rozumiał ją, ale nie chciał rezygnować z tego,
co kochał.
—
Czarny, nie martw się — powiedziała łagodnie Kizzy, widząc, że mężczyzna patrzy
pustym wzrokiem w szybę autobusu, nie uczestnicząc w wygłupach Złodziei Serc.
—
To się zdarza coraz częściej — mruknął.
Westchnęła.
—
Wiesz… Rozumiem zarówno ją, jak i ciebie. Ginny chce cię częściej widzieć w
domu, a ty nie chcesz rezygnować ze
swojej pasji. Obiecuję ci, że zrobimy dłuższą przerwę zaraz po koncercie w
Hogwarcie. Płytę właściwie skończyliśmy, więc nam się należy.
Pokiwał
głową na znak zrozumienia.
Marla
i Jim także czuli, że między ich rodzicami nie układa się najlepiej, choć
przebywali w Hogwarcie. Gazety huczały na ten temat, nie dając im spokoju.
—
Znowu wyjechał — burknął Jim.
—
To jego praca — odparła spokojnie Marla.
—
Może trochę przystopować i zająć się rodziną.
—
Jim, to nie zależy tylko od niego. Musi brać pod uwagę dobro całego zespołu.
—
To niech weźmie pod uwagę także dobro rodziny — odpowiedział rozzłoszczony.
—
Przecież wiesz, że gdy tylko skończą trasę, zostanie w domu na dłużej — szepnęła.
—
Do tego czasu z tej rodziny nic nie zostanie — warknął i odszedł, trzaskając
drzwiami.
Jej
ramiona opadły bezwładnie, a w oczach pojawił się ból. Tato, zrób coś, proszę.
Kevin
i Max z niepokojem zerknęli na siebie, kiedy po rozmowie telefonicznej z Ginny
Harry zatrzasnął drzwi z hukiem i wściekłością na twarzy. Wiedzieli, że znowu
się pokłócili. Zostawili go w spokoju, lecz zbliżała się godzina koncertu.
—
Czarny, zaraz koncert — powiedziała niepewnie Kizzy, pukając do drzwi, za którymi
był mężczyzna.
—
Zaraz przyjdę — odparł mocnym, ale zachrypniętym głosem.
Zmarszczyła
brwi.
—
W porządku?
—
Poza tym, że sypie mi się rodzina, to świetnie — odpowiedział tym samym głosem.
—
Ale czy z tobą wszystko w porządku? — zaniepokoiła się.
Cisza.
Otworzyła drzwi. Czarny stał przed lustrem, zaciskając dłonie na umywalce, na
której pojawiły się rysy. Odskoczyła w tył, kiedy porcelana pękła pod jego
rękoma. Przełknęła ślinę, kiedy dostrzegła czerwone błyski w jego oczach.
Wszystko się w nim skumulowało. Cała złość i nienawiść. Minęło tyle lat, a
jednak nadal miewał wybuchy. Na szczęście potrafił się opanować, wyładowując
złość, lecz nie powodując szkód w ludziach, ale rzeczach, które można było
naprawić. Odetchnął głośniej.
—
Tak, teraz w porządku — odpowiedział, a ona położyła dłoń na jego ramieniu. —
Chodźmy.
Marla
wręcz siłą zaciągnęła Jima na koncert swojego ojca w Hogwarcie. Ciocia Hermiona
zrobiła to samo z jej matką. Ginny Potter przywitała swoje dzieci z uśmiechem i
przytuliła je mocno. Syriusz obserwował ją uważnie. Wiedział o problemach w
związku jej oraz Harry’ego i miał nadzieję, że między nimi wszystko się ułoży.
Uczniowie zebrali się w Wielkiej Sali, a Marla i Jim dopchnęli się na sam przód
do swoich znajomych. Koncert rozpoczął się po krótkim przemówieniu Kizzy.
Marla
uśmiechnęła się lekko, kiedy zobaczyła swojego tatę po dłuższym czasie, a
uczniowie zareagowali na widok zespołu głośnym aplauzem. Widziała w jego oczach
zmęczenie, ale uśmiechnął się szczerze, kiedy widownia zaczęła śpiewać.
—
Nie widzisz tego? — rzekła do brata. — On to kocha. A ty chcesz go zmusić, żeby
z tym zerwał? Wiesz, ile w przeszłości przeszedł, sam nam o tym opowiedział.
Nie bądź egoistą. Wyjeżdża w trasy koncertowe, ma dużo pracy przy płycie, ale
przecież resztę czasu spędza z nami i z mamą. Czasami ma nawet miesiące przerwy.
Zrozum, że on robi dla nas co może, ale nie chce rezygnować ze swojej pasji.
Jim
nic na to nie odpowiedział, patrząc na swojego ojca.
And these promises broken
deep, feeble
Each word gets lost in the echo
So one last lie I can see through
This time I finally let you
Go, go, go
[Linkin Park – Lost in the echo]
To
na koncertach widział w oczach swojego ojca te wyjątkowe błyski radości. To na
nich zapominał o wszystkim i całkowicie poświęcał się swojej pasji. Ramiona
Jima zwisły bezradnie. Przecież Marla miała rację. Poświęcał im wolny czas,
rekompensując tym swoje długie wyjazdy w trasy koncertowe. Jego ojciec nie był
człowiekiem, który cały czas mógłby siedzieć w domu. Wolał robić coś dla innych.
Ludzie go za to kochali. Za to, co tworzył i jak to robił.
Czarny
zszedł ze sceny, co spotkało się z radością tłumu w pierwszych rzędach. Jim
uśmiechnął się z rozbawieniem. Inni zazdrościli mu ojca. Kiedy Harry pojawiał
się w Hogwarcie, uczniowie mieli powody do śmiechu, bo potrafił rozbawić
najbardziej smętną osobę.
Now in my remains
Are promises that never came
Set the silence free
To wash away the worst of me
[Linkin Park – In my remains]
Nowa
płyta – kolejny sukces. Hogwartczycy zawsze byli traktowani ulgowo, gdyż zespół
miał sentyment do tego miejsca. Słyszeli piosenki, które jeszcze nie widziały
światła dziennego. Tak było i tym razem.
Marla
zaśmiała się, kiedy ojciec jak zwykle poczochrał ją po włosach. Jim zerknął ponownie
na tatę. Wiedział, że ma świadomość, jak jego syn się zachowywał i co mówił.
Kiedy mężczyzna na niego spojrzał, nie potrafił popatrzeć mu w oczy. Teraz było
mu strasznie głupio. Poczuł, jak czochra go po włosach, tak jak chwilę
wcześniej Marlę. Później pocałował go w głowę, a on miał wrażenie, że cofa się
w czasie, gdy ojciec zawsze tak robił, kiedy chłopak był przygnębiony.
When the lights go out and we open our eyes
Out there in the silence I'll be gone
I'll be gone
Let the sun fade out and another one rise
Climbing through tomorrow I'll be gone
I'll be gone
[Linkin Park – I’ll be gone]
—
Jestem kretynem — stwierdził, gdy ojciec poszedł dalej.
—
Jesteś — przyznała Marla bez skrępowania.
Ginny
coś ścisnęło za serce, kiedy dostrzegła ten gest Harry’ego wobec syna, który
przecież był przeciw niemu. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, a w głowie zaczęła
toczyć się walka argumentów.
Victimized,
victimized,
never again victimized
[Linkin Park – Victimized]
Po
koncercie Marla zaciągnęła niepewnego Jima za kulisy.
—
Od kilkunastu lat gram na koncertach, a za każdym razem spocę się jak świnia — usłyszeli
głos wujka Cary’ego. — Myślałem, że kondycję się wyrabia.
—
Koniec trasy, chłopaki — rzekła Kizzy. — Należy wam się dłuższy odpoczynek. O,
cześć, dzieciaki — uśmiechnęła się do nich, a oni odpowiedzieli tym samym.
Harry
odwrócił się. Zmęczenie znowu widniało na jego twarzy, ale uśmiechnął się na
ich widok. Marla od razu mocno się do niego przytuliła. Jim podszedł niepewnie,
ale Czarny przygarnął go do siebie.
—
Dobrze słyszeliśmy, że już nie wyjeżdżasz? — zapytała Marla z nadzieją, kiedy
Złodzieje i Kizzy zostawili ich samych.
—
Dobrze — odparł. — Robimy sobie przerwę.
—
Długą?
—
Kizzy stwierdziła, że się przepracowaliśmy, więc może nawet kilka miesięcy.
—
To dobrze — szepnęła.
—
Jak tam w szkole? Ile zawałów dostał Filch od ostatniego razu?
Dwójka
młodych Potterów zaśmiała się szczerze, kiedy weszła Ginny, która stanęła w
progu.
—
Dzieciaki… — zaczęła.
—
Wyjdziemy, ale się nie kłóćcie — powiedział cicho Jim.
Kiedy
zostawili ich samych, przez chwilę trwała cisza. Harry podszedł do rudowłosej.
Podniósł delikatnie jej podbródek, a ona westchnęła.
—
Tęskniłem — powiedział miękko.
—
Ja też — odparła szeptem.
—
Nie potrafię przestać tego robić — zaczął — To dla mnie dużo znaczy. Tak jak
wy. Nie chcę dokonywać wyboru, Ginny.
—
Ja to akceptuję, ale… czasami jest tak trudno — westchnęła.
—
Wiem. Po prostu zacznę was zabierać w trasy — stwierdził z westchnięciem, a ona
uśmiechnęła się lekko.
—
Gdyby to było takie proste.
Stanęła
na palcach, sięgając do jego ust. Wszystko musiało się ułożyć. Jak zwykle.